nawet, jeżeli ktoś przywita się z Tobą w języku angielskim nie znaczy, że tym językiem się posługuje
Mark Greenside, Nie będę Francuzem (choćbym nie
wiem jak się starał)
Wydawnictwo Świat Książki (2015)
Książka Nie będę Francuzem (choćbym nie wiem jak się
starał) jest idealna na lekturę w podróży. Lekka (w znaczeniu dosłownym i
przenośnym), zabawna, niegłupia.
Mark Greenside, mieszkaniec Kalifornii, który pewnego lata dał się zaciągnąć swojej dziewczynie do Bretanii. Dziewczyny już nie ma, ale za to ma dom w Bretanii, konto we francuskim banku, francuskiego ubezpieczyciela, dwie lewe ręce do remontów, dom, który remontów wymaga, bretońskich przyjaciół (nie francuskich, a bretońskich, to podobno różnica), amerykańskich przyjaciół (którzy nie rozumieją się z bretońskimi w znaczeniu dosłownym i przenośnym), samochód, który otrzymał razem z domem, drzewa, których nie chciał ściąć (wykorzystując prawo dopiął swego bretoński sąsiad), ale po ścięciu których nawet był zadowolony i masa przygód przeżytych i na przeżycie czekających. Historie wynikające przede wszystkim z tego, że słabo mówił po francusku. Francuski rozumiał również słabo.
I dwa główne wnioski wynikające z książki. Pierwszy: nawet, jeżeli ktoś przywita się z Tobą w języku angielskim nie znaczy, że tym językiem się posługuje. Drugi: jeżeli pytasz czy ktoś mówi po angielsku niezależnie od tego jak zareaguje na wszelki wypadek zaznacz, że nie jesteś Anglikiem, tylko Amerykaninem. Szczególnie jeśli pytanie pada we Francji.
Mark Greenside, mieszkaniec Kalifornii, który pewnego lata dał się zaciągnąć swojej dziewczynie do Bretanii. Dziewczyny już nie ma, ale za to ma dom w Bretanii, konto we francuskim banku, francuskiego ubezpieczyciela, dwie lewe ręce do remontów, dom, który remontów wymaga, bretońskich przyjaciół (nie francuskich, a bretońskich, to podobno różnica), amerykańskich przyjaciół (którzy nie rozumieją się z bretońskimi w znaczeniu dosłownym i przenośnym), samochód, który otrzymał razem z domem, drzewa, których nie chciał ściąć (wykorzystując prawo dopiął swego bretoński sąsiad), ale po ścięciu których nawet był zadowolony i masa przygód przeżytych i na przeżycie czekających. Historie wynikające przede wszystkim z tego, że słabo mówił po francusku. Francuski rozumiał również słabo.
I dwa główne wnioski wynikające z książki. Pierwszy: nawet, jeżeli ktoś przywita się z Tobą w języku angielskim nie znaczy, że tym językiem się posługuje. Drugi: jeżeli pytasz czy ktoś mówi po angielsku niezależnie od tego jak zareaguje na wszelki wypadek zaznacz, że nie jesteś Anglikiem, tylko Amerykaninem. Szczególnie jeśli pytanie pada we Francji.
Hm, no taka nietypowa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
http://bloogpseudoarytstyczny.blogspot.com/
:)
Usuń