Cezary Łazarewicz, Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza
Przemyka.
Cezary Łazarewicz w swoim reportażu doskonale
pokazuje działanie komunistycznej machiny w PRL-u. Przywołując sprawę Grzegorza
Przemyka obnaża funkcjonowanie Służby Bezpieczeństwa oraz wszechwładzę
urzędników państwowych najwyższego szczebla. To właśnie Wojciech Jaruzelski, Czesław
Kiszczak czy Jerzy Urban sterowali najpierw śledztwem, a później procesem
sądowym tak, aby wszystko ułożyło się po ich myśli. Po ich myśli, czyli
odsunięcie wszelkich podejrzeń od milicji i SB. Bo przecież milicja stała na
straży porządku i bezpieczeństwa publicznego, tym bardziej w czasie tak szczególnym,
jakim był stan wojenny. Dla mnie zadziwiające było to, ilu ludzi zaangażowano
oraz ile starań podjęto, aby nakierować sprawę Przemyka na odpowiednie dla
służb tory. Pojawia się pytanie: dlaczego? Pewnie dlatego, że śmierć pewnego
maturzysty, a raczej jego pogrzeb stał się wielką manifestacją antykomunistyczną
stanu wojennego. Ten wielki marsz milczenia, który przemieszczał się z kościoła
pw. Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu na Powązki krzyczał niewiarygodnie
silnie. Ten niemy krzyk wzmocniony był milczeniem ważnych przedstawicieli
opozycji w PRL-u, którzy uczestniczyli w pogrzebie Grzegorza.
Pogrążona w bólu matka krocząca za trumną swego jedynego syna
stała się kolejną Matką Polką, której dziecko zginęło bezsensownie, na wojnie,
w imię wolności swojej ojczyzny. Na wojnie … bardzo duże wrażenie wywarł na
mnie ten fragment książki, w którym autor cytuje list Zdzisławy Bytnarowej do
Beaty Sadowskiej. Matka zakatowanego przez Gestapo Janka „Rudego” Bytnara pisze
słowa ukojenia do matki zakatowanego przez MO Grzegorza Przemyka. To
uświadomiło mi, że nie dla wszystkich
wojna skończyła się w maju 1945 roku. W 1983 roku była ona oczywiście już
inną wojną i miała zupełnie inną formę, co nie zmienia faktu, że dla niektórych
nadal pozostawała wojną.
Grzegorz Przemyk został śmiertelnie
pobity przez funkcjonariuszy MO 12 maja 1983 roku. 14 maja 1983 roku zmarł
podczas operacji. Wstrząsająca wypowiedź lekarza operującego nie pozostawiała
żadnych wątpliwości co do rozmiarów obrażeń, które poniósł na komisariacie. On
po prostu nie miał już czego ratować. 17 maja 1983 roku obchodziłby
dziewiętnaste urodziny. Dopiero co zdał egzamin dojrzałości, który świętował
pechowego 12 maja. Kto mógł przypuszczać, że wygłupy na Placu Zamkowym będą
miały tak tragiczny finał?
Cezary Łazarewicz przeprowadził dość
szczegółową kwerendę. W swojej książce odtworzył wydarzenia wręcz z kronikarską
dokładnością. Dotarł do licznych dokumentów potwierdzających manipulacje SB,
przeprowadzaną przez nich dezinformację, szukanie kozłów ofiarnych, szkalowanie
matki zamordowanego oraz jej środowiska. Próbowano przeforsować nawet tak
absurdalne argumenty, jak okrzyki karate, które kolega Przemyka mylnie wziął za
krzyki bitego Grzegorza! Idąc tym tropem dalej wysunięto hipotezę, jakoby
Przemyk miał trenować karate ze swoimi kolegami, co doprowadziło do licznych i
rozległych obrażeń jamy brzusznej. Cóż z tego, że żaden z nich nigdy w życiu
karate nie trenował.
Kozłów ofiarnych znaleziono. Skazano
dwóch sanitariuszy i lekarkę. Zniszczono życie trzem przypadkowym osobom, które
po prostu miały pecha, a ich pech polegał na tym, że owego nieszczęsnego dnia
pełnili dyżur. Zastraszano matkę Grzegorza Przemyka, której wcześniej grożono,
że dobiorą się do jej syna. Na tamten czas osiągnięto swój cel. Dlaczego w
wolnej już Polsce sprawa Grzegorza Przemyka nie została należycie zbadana?
Dlaczego faktyczni sprawcy nie ponieśli odpowiedzialności? Na te i inne pytania
Cezary Łazarewicz próbuje znaleźć odpowiedzi w swojej książce Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza
Przemyka.
Książka szalenie ważna i interesująca, a przy tym niezwykle przygnębiająca... Po lekturze rodzi się jedno pytanie: dlaczego winni nigdy nie zostali ukarani?
OdpowiedzUsuńNiestety takich niewyjaśnionych spraw jest tysiące...
Usuń