Joanna Siedlecka, Biografie odtajnione. Z archiwów literackich
bezpieki.
To nie jest książka glamour – lekka, łatwa i przyjemna. Takim
zdaniem zaczyna się lektura. I jest to zdanie prawdziwe, ponieważ książka do
najłatwiejszych nie należy. Nie mam na myśli jedynie tematyki publikacji, bo ona
faktycznie, choć trudna jest potrzebna. Uważam, że wciąż i wciąż należy obnażać
działania bezpieki. To część naszej historii, którą dobrze jest znać. Jednak
byłam zniesmaczona tym, że autorka bez żadnych oporów przytacza fakty z życia
intymnego np. Jerzego Zawieyskiego. Rozumiem zamysł tej książki, której celem
było wyciąganie na światło dzienne faktów z życia wybranych przedstawicieli
elity literackiej naszego kraju. Rozumiem również to, że mogła stawiać pytania
o to, jak Zawieyski był w stanie godzić swój katolicyzm z homoseksualizmem, ale
publikowanie tego, co i z kim robił w swojej sypialni uważam za przesadę.
W pewnym momencie zadałam sobie pytanie
jaki cel ma ta publikacja? Odtajniać stopień inwigilacji przez SB polskich
literatów? Mówić głośno o tym, jakim represjom byli poddawani? Ujawnić kto na
kogo donosił? Czy przekraczając granice intymności i prawa do prywatności
kompromitować co niektórych?
Tak jak z wielką ciekawością poznawałam
historię życiową i dramat Władysława Broniewskiego, kulisy błyskotliwej kariery
Krystyny Siesickiej, której SB nadało kryptonim TW Krysta czy wzmianki na temat Jarosława Iwaszkiewicza, tak z dość
sporym zażenowaniem czytałam rozdział poświęcony Jerzemu Zawieyskiemu.
Pomijając kwestię przekroczenia pewnych
moralnych granic byłam w szoku, ileż trudu, wysiłku, pieniędzy i czasu
poświęcała bezpieka na to, aby szpiegować wybranych przedstawicieli pióra. Ilu
ludzi było zaangażowanych w to, aby prowadzić coraz to liczniej zakładane
teczki literackiej elicie intelektualnej.
Książka doskonale pokazuje na jakie
przywileje mogli liczyć donosiciele, czyli TW. Promowanie ich w odpowiednich
kręgach pomagało w budowaniu kariery. Wynagrodzeniem za donosy był także
przydział mieszkania, luksusowe prezenty czy paszport. W tamtych czasach były
to trudności, których młode pokolenie Polaków dziś już nie zrozumie.
Mimo pewnego niesmaku muszę przyznać,
że Siedlecka zwróciła uwagę na jeden istotny problem. Niektórzy TW po upadku
PRL-u tłumaczyli, że co prawda donosili, ale w swoich raportach pisali tak mało
istotne sprawy, że ich donosy nikomu nie szkodziły. Co niektórzy mówili, że ich
donoszenie było awanturą z bezpieką.
Tu zgodzę się z Siedlecką, że takie tłumaczenia są bezsensowne, ponieważ szkodził każdy donos. Nawet pozornie
błahy fakt z życia osób inwigilowanych mógł posłużyć do skutecznej manipulacji i
osiąganiu założonych celów.
Nie znajduję usprawiedliwienia dla donosicielstwa, nawet drobna informacja może się okazać kluczowa dla innych, zastanawiam się, jak niski poziom trzeba sobą reprezentować, aby jeszcze próbować usprawiedliwiać naganne zachowania.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Rozumiem, że książka wypożyczona z biblioteki i przeczytana? Pozdrawiam :)
Usuń