„Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono…” Te słowa Wisławy Szymborskiej idealnie pasują do bohaterów tego thrillera. Nie wiedzą do czego są zdolni. By ratować ukochaną osobę. By uciec od tego, co niszczy. By po raz kolejny poczuć ulgę.
Simon Green. Ojciec. Gdy widział jak jego córka stacza się na dno bezustannie zadawał sobie pytanie gdzie popełnił błąd? Zapewnił swoim dzieciom wszystko. Życie na odpowiednim poziomie. Bezpieczny dom. Czy był zbyt pobłażliwy? Czy był za mało opiekuńczy? Czy za bardzo ufał swoim dzieciom? To tylko niektóre pytania, na które nie potrafił odpowiedzieć. Teraz nie to było istotne. Teraz trzeba było pomóc Paige. Trzeba było ją odnaleźć i zaopiekować się nią. Nawet wbrew jej woli.
Jak to zrobić? Na wsparcie żony nie miał co liczyć. Ingrid po ostatnim incydencie okazała się bezwzględna. Czy naprawdę uważała, że skoro nie mogą wpłynąć na własną córkę należy pozwolić, aby upadała jeszcze niżej i niżej? Gdzie jest granica?
I dlaczego w tej rodzinie wszyscy mają tajemnice?
„O krok za daleko” to wciągający thriller. Choć nie jest napisany w zbyt wyszukany sposób swoje zadanie spełnia doskonale. Intryguje, wciąga, skłania do refleksji. Jest też element zaskoczenia. Są wreszcie ciekawe wątki. Uzależnienie od narkotyków, trudne relacje rodzinne czy też odwrotnie (pozornie idealna rodzina), sekta, nielegalne adopcje, zaginięcia, genetyka, morderstwa… To tylko kilka motywów, z których autor utkał całą powieść. Każdy okazał się istotny. Każdy idealnie dopełniał całości.
Dla mnie najważniejsza była inna kwestia. Bo ciągle nie dawała mi spokoju jedna rzecz. Zaufanie. Zaufanie w związku. Oczywiście rozumiem, że gdy dwoje dorosłych ludzi postanawia w pewnym momencie połączyć swoje ścieżki to trzeba liczyć się z tym, że każde z nich ma za sobą swoją historię. Swoje doświadczenia. Swoje wzloty i upadki. Swoje sukcesy. Swoje błędy. I pojawia się pytanie: ile prawdy o swojej przeszłości powinno się powiedzieć tej osobie, z którą chce się budować wspólną przyszłość? A może inaczej: kiedy należy wyjawić prawdę… Nawet tę niewygodną. Szczególnie w takiej sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie niniejszej książki.
I kompletnie odwrotna sytuacja. Czy są takie okoliczności, które należy przemilczeć. Szczególnie wtedy, gdy wszystko zaczyna iść ku lepszemu, a prawda mogłaby zrujnować tak długo wyczekiwany spokój i balans. I kto daje nam prawo decydować o tym, co można przemilczeć, a kiedy należy być szczerym do końca…
Wiem, że wydaje się to wszystko zagmatwane, ale zrozumiecie o czym mówię, gdy sięgniecie po tę książkę. To było moje pierwsze spotkanie z tym autorem i zaliczam je do udanych.
Za możliwość przeczytania książki dziękuje Wydawnictwu.
Uwielbiam Cobena. Czytałam już tę książkę i uważam, że jest naprawdę świetna. 😊
OdpowiedzUsuńCieszę się, że podobało się Tobie :)
UsuńCoben to pewniak, aczkolwiek jego powiesci zlewaja mi sie w jedno. Bez zerkniecia na liste nie jestem w stanie powiedzieć ci czytałam, a co nie.
OdpowiedzUsuńW takim razie muszę robić sobie nieco dłuższe przerwy w czytaniu jego książek :)
UsuńBardzo lubię książki Cobena. Tej jeszcze nie czytałam.
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńKiedyś czytałam dużo jego książek. Po czasie zauważyłam, że są pisane na modłę jednego schematu. Dlatego nie śpieszy mi się z przeczytaniem tej książki pomimo pozytywnych recenzji.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
W takim razie przyjdzie na nią czas :)
UsuńUwielbiam Harlana Cobena, chociaż przyznaję, że nigdy nie wyszłam poza serię z Myronem Bolitarem. Może pora wreszcie to zrobić :)
OdpowiedzUsuńTo teraz jest okazja :)
UsuńBArdzo lubię autora, a juz po samej treści widzę,że pozycja zdecydowanie dla mnie :-)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam kilka książek autora, ale chcę do nich wrócić, bo już niewiele z nich pamiętam. Tę również mam w planach. ;)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńPięknie zagmatwane :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńdawno nie czytałam nic Cobena, ale myślę, że ta książka mogłaby mnie zaciekawić ;)
OdpowiedzUsuńW moim przypadku to było pierwsze spotkanie czytelnicze z tym autorem :)
UsuńJa czytam książki Cobena zawsze jednym tchem...
OdpowiedzUsuń