Przejdź do głównej zawartości

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka


Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia.

A historia… niestety niezbyt chlubna. Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu.

Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu.

Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni.

Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kobieta postanowiła zostać jego żoną? Nic! Absolutnie nic! To małżeństwo uratowało ją przed powrotem do domu. Dzięki niemu mogła mieszkać w pięknym, dużym londyńskim domu. Nie musiała pracować, bo mąż z tych tradycjonalistów, dla których pracująca żona to wręcz hańba. Cóż z tego, że ją irytował, że ją nudził, że ją wręcz fizycznie odrzucał. Swoje małżeńskie obowiązki spełniała, ale … nie było mowy o miłości czy namiętności. Ot, rutyna. Początkowo Queenie wstyd było się do tego przyznać, ale … wojna była dla niej bardzo podniecająca. W końcu coś się dzieje! A gdy Bernard zgłosił się do wojska… Tak, musiała opiekować się jego zbzikowanym ojcem, ale i tak było jej o wiele lepiej bez Bernarda. A i wkrótce miała się przekonać czym naprawdę jest rozkosz…

Podczas wojny Queenie była w swoim żywiole. Zaangażowana w pomoc innym. Ta dziewczyna miała serce na dłoni. Potrzebującym oddałaby wiele nie zważając na to, z jakiej dzielnicy pochodzą. Czy porządnej, czy patologicznej. Dla niej ważny był człowiek. Tak samo nie zważała na kolor skóry człowieka. Po wojnie, gdy wszystko było zniszczone, Bernard nie wracał, a zamężnej kobiety nikt nie chciał zatrudnić była zmuszona wynajmować pokoje. I gdy potrzebne jej były pieniądze na życie tym bardziej nie zwracała uwagi ani na kolor skóry swoich lokatorów, ani na ich profesję. Najważniejsze było, że płacą czynsz na czas.

A Hortense? Od dziecka wiedziała, że jest kimś wyjątkowym. Mimo tego, że była nieślubnym dzieckiem jej ojciec nie był byle kim! To śmietanka jamajskiej elity. Może i nie uznał jej jako swojego dziecka oficjalnie, ale jednak została przygarnięta do domu jego brata. Hortense odebrała wszelakie lekcje, jak dziewczyna z porządnego domu powinna się zachowywać. Co wypada, a czego należy się wystrzegać. Odebrała też solidne wykształcenie i uzyskała odpowiednie kwalifikacje do nauczania. Jej angielski był perfekcyjny. Tylko…

Tylko dlaczego, będąc już w Anglii, musi kilka razy powtarzać te same zdania w sklepie, bo sklepikarz kompletnie jej nie rozumie? Tylko dlaczego angielskie szkoły nie są nawet zainteresowane jej dyplomem i listami polecającymi? Dlaczego jest wytykana na ulicach palcami? Dlaczego dzieci krzyczą za nią, że jest czarna? To była bardzo gorzka lekcja dla Hortense. Ona jest tutaj nikim!

Wcześniej przekonał się o tym on, Gilbert. Gilbert, który w czasie wojny walczył za swój Kraj Macierzysty. Gilbert, który po podpisaniu traktatów pokojowych został w Londynie, bo przecież jest obywatelem wielkiego Imperium Brytyjskiego. Szybko przejrzał na oczy…

Sporo w tej książce cierpkich słów. Tolerancja? Cóż to takiego? Walka w tej samej wojnie po tej stronie barykady? Po wojnie nie ma to żadnego znaczenia! Polacy też się o tym przekonali…

Ta książka powinna być lekturą obowiązkową w liceum. Doskonale pokazuje problem rasizmu, politycznej obłudy i manipulacji. Na końcu powieści autorka przytoczyła słowa Churchill'a: „Nigdy dotąd w historii ludzkich konfliktów zbrojnych tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym”. To piękne słowa. Szkoda tylko, że okazały się słowami pustymi…


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu.



Komentarze

  1. Wartościowa lektura, więc warto ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że ta książka mogłaby mnie mocno wciągnąć. Jestem na tak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem zaciekawiona tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tytuł Monika Olga zapisuję. Będzie co czytać :-) . Pozdrowienia :-) .

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mnie zainteresowałaś tą powieścią, Zapisuję tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zerkałam na tę książkę z zainteresowaniem. Dzięki za opinię

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuję się zainteresowana tą książką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie! To książka, której warto poświęcić czas :)

      Usuń
  8. Czytałam dużo pozytywnych opinii o tej książce i ja również chciałabym ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Muszę przyznać, żę czuję się zaintrygowana :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Napisałaś o tej książce z taką pasją, że na pewno ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  11. O kurczę, tak napisałaś, że nie mogę przejść obojętnie obok tytułu. Dzięki za jesienną inspirację!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaciekawiła mnie ta książka już przy okazji zapowiedzi, a po Twojej recenzji zainteresowanie tylko wzrosło ;). Chętnie poznam ją bliżej!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Poezja #7

Dziś ponownie Rafał Wojaczek i dwa wiersze: Na jednym rymie (poświęcony Jadwidze Z.) i Była wiosna, było lato . Na jednym rymie Ile kwia­tów tyle świa­tów na tym świe­cie jed­nym Ile oczu tyle świa­tła na tym świe­cie ciem­nym Ile dzwo­nów tyle gło­su na tym świe­cie nie­mym Ile trwo­gi tyle wia­ry na świe­cie nie­wier­nym Ile wier­szy tyle praw­dy na świe­cie nie­pew­nym Ile męki tyle chwa­ły na świe­cie do­cze­snym Ile klę­ski tyle pę­tli na świe­cie śmier­tel­nym Ile śmier­ci tyle szczę­ścia na tym świe­cie nędz­nym Była wiosna, było lato Była wiosna, było lato, i jesień, i zima  Był poeta, co sezony cierpliwie zaklinał Na mieszkanie i na miłość, na trochę nadziei  Na obronę ode klęski, oddalenie nędzy Na ojczyznę, tę dziedzinę śmierci niechybionej  Na jawną różę uśmiechu pięknej nieznajomej Na prawo ważnego głosu, na wiersz nie bez echa  Na Księgę, która by mogła nie zwać się gazeta Na dzień dobry, na noc cichą, na sen, nie na koszmar  Na matkę, na ojca, wreszcie i na litość Boga