Maria
Kuncewiczowa, Cudzoziemka
Jeden dzień
z Różą Żabczyńską. W tym dniu poznajemy prawdę o życiu głównej bohaterki i w
tym dniu odchodzi ona na zawsze. W ostatniej scenie jej ciało zostaje przykryte
wielkim czarnym szalem koronkowym, tym
szczątkiem taganroskiej świetności. Tym samym, który z wściekłością zabierała
z mieszkania swojej córki Marty, dochodząc do wniosku, że nie potrafi uszanować
tej wyjątkowej pamiątki jej rodziny. Wyjazd Róży z Taganrogu oznaczał dla niej
wyrwanie ze znanej sobie społeczności, w której czuła się dobrze, oznaczał
przerwanie dotychczasowych przyjaźni i początek życia w obcym dla niej miejscu.
Tak właśnie postrzegała przeprowadzkę do Warszawy Róża. Nieco inaczej sprawa
wyglądała z punktu widzenia jej rodziców. Była to szansa lepszego życia dla ich
córki. Być może tak by było, gdyby nie młodzieńcza miłość, która skończyła się
zdradą narzeczonego. To wydarzenie zaważyło na dalszym życiu Róży i
zapoczątkowało jej cudzoziemstwo.
Róża była
jakby napiętnowana tym cudzoziemstwem. Niezależnie od tego gdzie była, czy
przebywała w Warszawie, czy w Saratowie, czy w Berlinie, czy we Włoszech, czy w
Królewcu wszędzie czuła się obco, w żadnym miejscu nie potrafiła odnaleźć
szczęścia, z żadnym miejscem nie czuła się związana, w żadnym miejscu nie
chciała na dłużej zostawać. Ale w każde miejsce, do którego podążała wlokła
swój dramat, swoją rozpacz, swoje niepowodzenie, swój żal i swój smutek. Nie
potrafiła kochać, nie potrafiła przestać ranić innych, nie potrafiła przestać obarczać
za swoje nieudane życie najbliższych jej osób. Jedynym wybrańcem losu był jej
syn, Władyś. Żona Władysia już nie miała tyle szczęścia. Córka Marta też długo
czekała na to, aby matka ją w ogóle dostrzegła i pokochała. Róża miała jeszcze
jednego syna, Kazia, który zmarł w dzieciństwie. O jego śmierć obarczała swego
męża, Adama. Miała mu za złe, że pozwolił na śmierć ich synka.
Do Adama Róża
miała pretensję i żal nie tylko o to. Obwiniała go za całe swoje nieszczęśliwe
życie, wręcz się nim brzydziła. Jednak największy żal miała do niego o to, że
nie był Michałem …
Po przeczytaniu tej książki nie opuszcza mnie jedna refleksja i po głowie kołacze się jedno pytanie. Pytanie o samotność ludzi, których nawet o to nie podejrzewamy. Wydaje się, że są szczęśliwi, ponieważ mają rodzinę, dzieci, dom ... a tak naprawdę nie mamy pojęcia jak bardzo cierpią przez swoją samotność i niezrozumienie przez najbliższych.
Komentarze
Prześlij komentarz