Przejdź do głównej zawartości

tej sekundy mi wystarczyło!

Jarosław Iwaszkiewicz, Podróże do Polski
Patrzę na mapę podróży Iwaszkiewicza po Polsce – Poznań, Konin, Żelazowa Wola, Warszawa, Brwinów, Lublin, Iłża, Chęciny, Opatów, Baranów Sandomierski, Sandomierz, Leżajsk, Chęciny, Kraków i Zakopane.

Czym urzekła mnie ta książka? Nie tylko tym, że Iwaszkiewicz swoje wspomnienia o wyżej wymienionych miejscach przybrał w malownicze słowa. Nie tylko pięknymi opisami krajobrazów. Nie tylko bogactwem emocji, które odczuwał będąc czy to w Warszawie, czy to w Krakowie, czy to w Zakopanem. Ta książka urzekła mnie tym, że podobne emocje przeżywam sama za każdym razem kiedy wracam do uroczej Warszawy, do ukochanego Zakopanego, czy do trochę obcego Poznania, czy do Lublina, do którego nie widzieć czemu ciągle tęsknie. Sandomierz jeszcze przede mną. Ten Sandomierz, do którego uwielbiał przybywać Iwaszkiewicz. Swego czasu chwalił się, że można go uchwycić pod trzema adresami. Jednym z tych adresów był właśnie Sandomierz. 

Ta książka urzekła mnie poczuciem humoru Iwaszkiewicza. Jeden z moich ulubionych fragmentów odnosi się do wspomnienia przeprawy przez most w drodze do Kielc.

Gdzieś koło Łagowa zatrzymuje nas jakiś młody, życzliwy Izraelita i powiada:

- Panie, przez ten most, co przed nami, to pan nie przejedzie!

- No, no – powiadamy – a jakże inaczej?

- To państwo musi wrócić się do Opatowa, a potem stamtąd na inną szosę …

- Ładny kwiat! A potem przez Dęblin i Lublin na Kielce, co?

- No, bo przez ten most to nawet furmanki nie jadą, bo całki zgniły.

- E, gadanie!

Ciemno, mostu nie widzimy, więc nam i nie bardzo straszny; zresztą rzeczka nieduża, spadać nie wysoko, a do Kielc pora, kolacja pachnie! Albo się czytało Verne’a, albo się nie czytało! W osiemdziesiąt dni naokoło świata, czyli w osiem godzin naokoło Polski! Rozpędzamy się i bierzemy most na szybkość; po prostu nie miał czasu się zawalić. Ja miałem tylko czasu tyle, aby się obejrzeć i zobaczyć, jak prawie tylne koło przemknęło się tuż nad czarną przepaścią, jaka się utworzyła pomiędzy ostatnią belką mostu, a zerwanym brzegiem … tej sekundy mi wystarczyło!

Przytoczone słowa dotyczą kilkudniowej wycieczki samochodowej po Polsce. Wycieczki samochodowej w 1922 roku! Wyobraźmy sobie po jakich drogach jeżdżono w Polsce w 1922 roku. Nie mówiąc już o dopuszczalnej prędkości w terenie zabudowanym 25km/h, a na mostach drewnianych o długości przekraczającej 20 m – 6km/h. Takie prędkości dla samochodów osobowych określał kodeks drogowy z 1922 roku. 

Gdy już jesteśmy przy środkach transportu warto zaznaczyć, że samochód w tamtych czasach to wielki rarytas. Iwaszkiewicz podróżował głównie koleją, ale ogromną radość sprawiała mu przede wszystkim piesza wędrówka z plecakiem na ramieniu.

Na koniec chciałam dodać jeszcze jeden aspekt, który czyni tę książkę wyjątkową. Iwaszkiewicz pisze o podróżach do Polski, kiedy ta jeszcze była pod zaborami, po Polsce, która przez 20 lat cieszyła się niepodległością, do Polski będącej pod okupacją w czasie II wojny światowej, wreszcie do Polski wyzwolonej i odbudowanej po 1945 roku.

Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok wydania: 1979


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Poezja #7

Dziś ponownie Rafał Wojaczek i dwa wiersze: Na jednym rymie (poświęcony Jadwidze Z.) i Była wiosna, było lato . Na jednym rymie Ile kwia­tów tyle świa­tów na tym świe­cie jed­nym Ile oczu tyle świa­tła na tym świe­cie ciem­nym Ile dzwo­nów tyle gło­su na tym świe­cie nie­mym Ile trwo­gi tyle wia­ry na świe­cie nie­wier­nym Ile wier­szy tyle praw­dy na świe­cie nie­pew­nym Ile męki tyle chwa­ły na świe­cie do­cze­snym Ile klę­ski tyle pę­tli na świe­cie śmier­tel­nym Ile śmier­ci tyle szczę­ścia na tym świe­cie nędz­nym Była wiosna, było lato Była wiosna, było lato, i jesień, i zima  Był poeta, co sezony cierpliwie zaklinał Na mieszkanie i na miłość, na trochę nadziei  Na obronę ode klęski, oddalenie nędzy Na ojczyznę, tę dziedzinę śmierci niechybionej  Na jawną różę uśmiechu pięknej nieznajomej Na prawo ważnego głosu, na wiersz nie bez echa  Na Księgę, która by mogła nie zwać się gazeta Na dzień dobry, na noc cichą, na sen, nie na koszmar  Na matkę, na ojca, wreszcie i na litość Boga