Jarosław
Iwaszkiewicz, Podróże do
Polski
Czym urzekła mnie ta książka? Nie tylko tym, że Iwaszkiewicz swoje wspomnienia o wyżej wymienionych miejscach przybrał w malownicze słowa. Nie tylko pięknymi opisami krajobrazów. Nie tylko bogactwem emocji, które odczuwał będąc czy to w Warszawie, czy to w Krakowie, czy to w Zakopanem. Ta książka urzekła mnie tym, że podobne emocje przeżywam sama za każdym razem kiedy wracam do uroczej Warszawy, do ukochanego Zakopanego, czy do trochę obcego Poznania, czy do Lublina, do którego nie widzieć czemu ciągle tęsknie. Sandomierz jeszcze przede mną. Ten Sandomierz, do którego uwielbiał przybywać Iwaszkiewicz. Swego czasu chwalił się, że można go uchwycić pod trzema adresami. Jednym z tych adresów był właśnie Sandomierz.
Ta książka urzekła mnie poczuciem humoru Iwaszkiewicza. Jeden z moich ulubionych fragmentów odnosi się do wspomnienia przeprawy przez most w drodze do Kielc.
Gdy już jesteśmy przy środkach transportu warto zaznaczyć, że samochód w tamtych czasach to wielki rarytas. Iwaszkiewicz podróżował głównie koleją, ale ogromną radość sprawiała mu przede wszystkim piesza wędrówka z plecakiem na ramieniu.
Na koniec chciałam dodać jeszcze jeden aspekt, który czyni tę książkę wyjątkową. Iwaszkiewicz pisze o podróżach do Polski, kiedy ta jeszcze była pod zaborami, po Polsce, która przez 20 lat cieszyła się niepodległością, do Polski będącej pod okupacją w czasie II wojny światowej, wreszcie do Polski wyzwolonej i odbudowanej po 1945 roku.
Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok wydania: 1979
Patrzę na
mapę podróży Iwaszkiewicza po Polsce – Poznań, Konin, Żelazowa Wola, Warszawa,
Brwinów, Lublin, Iłża, Chęciny, Opatów, Baranów Sandomierski, Sandomierz, Leżajsk,
Chęciny, Kraków i Zakopane.
Czym urzekła mnie ta książka? Nie tylko tym, że Iwaszkiewicz swoje wspomnienia o wyżej wymienionych miejscach przybrał w malownicze słowa. Nie tylko pięknymi opisami krajobrazów. Nie tylko bogactwem emocji, które odczuwał będąc czy to w Warszawie, czy to w Krakowie, czy to w Zakopanem. Ta książka urzekła mnie tym, że podobne emocje przeżywam sama za każdym razem kiedy wracam do uroczej Warszawy, do ukochanego Zakopanego, czy do trochę obcego Poznania, czy do Lublina, do którego nie widzieć czemu ciągle tęsknie. Sandomierz jeszcze przede mną. Ten Sandomierz, do którego uwielbiał przybywać Iwaszkiewicz. Swego czasu chwalił się, że można go uchwycić pod trzema adresami. Jednym z tych adresów był właśnie Sandomierz.
Ta książka urzekła mnie poczuciem humoru Iwaszkiewicza. Jeden z moich ulubionych fragmentów odnosi się do wspomnienia przeprawy przez most w drodze do Kielc.
Gdzieś koło Łagowa zatrzymuje nas
jakiś młody, życzliwy Izraelita i powiada:
- Panie, przez ten most, co przed
nami, to pan nie przejedzie!
- No, no – powiadamy – a jakże
inaczej?
- To państwo musi wrócić się do
Opatowa, a potem stamtąd na inną szosę …
- Ładny kwiat! A potem przez
Dęblin i Lublin na Kielce, co?
- No, bo przez ten most to nawet
furmanki nie jadą, bo całki zgniły.
- E, gadanie!
Ciemno, mostu nie widzimy, więc
nam i nie bardzo straszny; zresztą rzeczka nieduża, spadać nie wysoko, a do
Kielc pora, kolacja pachnie! Albo się czytało Verne’a, albo się nie czytało! W
osiemdziesiąt dni naokoło świata, czyli w osiem godzin naokoło Polski!
Rozpędzamy się i bierzemy most na szybkość; po prostu nie miał czasu się zawalić. Ja miałem
tylko czasu tyle, aby się obejrzeć i zobaczyć, jak prawie tylne koło przemknęło
się tuż nad czarną przepaścią, jaka się utworzyła pomiędzy ostatnią belką
mostu, a zerwanym brzegiem … tej sekundy
mi wystarczyło!
Przytoczone
słowa dotyczą kilkudniowej wycieczki samochodowej po Polsce. Wycieczki samochodowej
w 1922 roku! Wyobraźmy sobie po jakich drogach jeżdżono w Polsce w 1922 roku. Nie
mówiąc już o dopuszczalnej prędkości w terenie zabudowanym 25km/h, a na mostach
drewnianych o długości przekraczającej 20 m – 6km/h. Takie prędkości dla
samochodów osobowych określał kodeks drogowy z 1922 roku.
Gdy już jesteśmy przy środkach transportu warto zaznaczyć, że samochód w tamtych czasach to wielki rarytas. Iwaszkiewicz podróżował głównie koleją, ale ogromną radość sprawiała mu przede wszystkim piesza wędrówka z plecakiem na ramieniu.
Na koniec chciałam dodać jeszcze jeden aspekt, który czyni tę książkę wyjątkową. Iwaszkiewicz pisze o podróżach do Polski, kiedy ta jeszcze była pod zaborami, po Polsce, która przez 20 lat cieszyła się niepodległością, do Polski będącej pod okupacją w czasie II wojny światowej, wreszcie do Polski wyzwolonej i odbudowanej po 1945 roku.
Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok wydania: 1979
Komentarze
Prześlij komentarz