Katarzyna
Zyskowska-Ignaciak, Ty jesteś moje imię
Przepięknie
napisana opowieść o miłości Barbary Drapczyńskiej i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Postaci dobrze znane nawet tym, którzy poezją się nie zachwycają.
Autorka
w ciekawej formie przedstawiła historię Basi i Krzysztofa. Książka rozpoczyna
się i kończy narracją bohaterki, a głos Basi przeplata się ze scenami z życia
młodych. Wydarzenia nieuchronnie przybliżają ich do wybuchu Powstania
Warszawskiego, którego żadne z nich nie przeżyło. Mimo
tego, że doskonale znam historię tych dwojga młodych ludzi książka bardzo mnie
wzruszyła. Nie mogłam przestać czytać i nie mogłam przestać przeżywać ich
tragedii.
Z
książki wyłania się postać Krzysztofa, który dzięki Basi zaczął żyć samodzielnie.
Od dnia spotkania Basi po raz pierwszy wszystkim późniejszym wydarzeniom nadał
szalone tempo, bo od poznania Basi do uroczystości ślubu minęło zaledwie kilka
miesięcy. Lecz na co mieli czekać?
Wokół wojna, codzienność okupacyjna, terror, niepewność jutra. Czy warto było
czekać końca okupacji? Czy oni doczekają wolnej Polski? Nie wiadomo. Wiadomo,
że zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, że łączy ich uczucie
wyjątkowe i że nie potrafią bez siebie żyć. Na przekór okrutnej rzeczywistości
postanawiają połączyć się poprzez sakrament małżeństwa i do końca w miłości trwać
razem. Zresztą wydają się stworzeni dla siebie. Obydwoje nieco wycofani.
Obydwoje kochający poezję. Krzysztof nie wyobraża sobie życia bez pisania.
Basia, choć nie posiada talentu do tego, aby tworzyć własne wiesze doskonale je
rozumie poprzez swoją wrażliwość (w przyszłości chce zostać krytykiem
literackim). Basia wręcz fantastycznie odczuwa głębię uczuć zawartych w
strofach stworzonych przez Krzysztofa. Z czasem bardziej przebojowa i
nieprzejednana w kwestii talentu męża staje się jego swoistym propagatorem.
Zdawać
by się mogło, że pomimo ciężkich okoliczności, w których przyszło im zaczynać
wspólne życie nie będzie tak źle. Młodzi małżonkowie mieli ten luksus, że mogli
mieszkać bez rodziców nie rezygnując z dotychczasowych zajęć (dwupokojowe mieszkanie
przy ul. Hołówki opłacał ojciec Basi). Okazało się, że istnieją dwie siły
niszczące ich szczęście i ich małżeństwo. Jedna z tych sił szalała poza murami
ich mieszkanka i była nią okupacja i hitlerowcy, druga – szalała wewnątrz ich
azylu i była nią matka Krzysztofa. Najpierw była przeciwna ich związkowi.
Uważała, że są za młodzi i mylą uczucia miłości z pożądaniem. Gdy Krzysztof
dopiął swego i ożenił się z Basią jego matka nie zaakceptowała synowej i ich
wspólne życie zamieniała w domowe piekło. Miłość Krzysztofa do Basi była tak
silna, że matka w końcu musiała się pogodzić z tym, że teraz to Basia jest dla
niego najważniejsza, że stała się jego muzą. Mimo tego, że Krzysztof tłumaczył
zarówno jej, jak i swojej żonie, że serce ma pojemne i kocha obie równie mocno,
choć każdą inną miłością to trudno jej to przyjąć. Aż zdziwienie maluje się na
mojej twarzy, kiedy czytam jak Krzysztof potrafi jasno i kategorycznie postawić
sprawę i uwolnić się spod wpływu toksycznego działania matki, a raczej uwolnić
Basię.
Autorka
pokazała również Baczyńskiego, który bardzo garnął się do konspiracji i do
walki. Nie chciał poprzestać na walce z okupantem tylko słowem tworząc swoją
poezję. Chciał walczyć z bronią w ręku. Wydawać by się mogło, że konspiracja w
takim wydaniu to nie najlepszy sposób walki dla poety wątłego zdrowia i
walczącego z astmą. I w tej sprawie dopiął swego i był nieprzejednany. Jak
zawsze mógł liczyć na wsparcie żony mimo, że Basia odchodziła od zmysłów, gdy
Krzyś wyjeżdżał na szkolenia czy na akcje. Niestety nie było im dane dotrwać
końca okupacji i cieszyć się wspólnym życiem w wolnej Polsce wraz ze swoim
dzieckiem, które już było w drodze na ten świat. Pytanie czy w takiej Polsce
tuż po wojnie chcieliby żyć.
W
książce pojawia się bardzo dużo wątków odsłaniających nie tylko postaci Krzysztofa
i Basi, ale także innych równie ważnych osób. Na kartach opowieści pojawia się
Jarosław Iwaszkiewicz i jego Stawisko, pojawia się Alek dumnie kroczący po
ulicach okupowanej stolicy w oficerkach i bryczesach, pojawia się Andrzej Morro
Romocki, który oddał życie podczas powstania 15 września 1944 roku na
Czerniakowie. Wymienić ich wszystkich nie sposób.
Nie
ukrywam, że momentami drażniła mnie patetyczność zdań składających się na dialogi
między Krzysztofem i Basią. Ta wzniosłość wypowiedzi stanowiła w moim odczuciu dysonans
biorąc pod uwagę ich wiek. Według mnie byli za młodzi na rozmowę właśnie w taki
sposób i dialogi miejscami wydawały mi się bardzo sztuczne, przez co traciły na
wiarygodności. Ale może to tylko moje wrażenie. Nie zmienia to faktu, że książka
jest bardzo wzruszająca i za jakiś czas chętnie przeczytam ją ponownie.
Wydawnictwo Filia (2014)
Wydawnictwo Filia (2014)
W tego rodzaju literaturze najsłabszym punktem są w moim odczuciu próby odtworzenia przez osobę postronną tego, co bohaterowie czuli, mówili. Pamiętam, że przy "Zakochanym Kafce" bardzo mi to psuło lekturę i zwracałam na to uwagę. Listy były prawdziwe, krótkie dialogi już nie. Drażniące mocno(:
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
W zupełności się z Tobą zgadzam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzytałam ostatnio tę książkę :) Wywarła na mnie przeogromne wrażenie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
:)
Usuń