Rafał Malczewski, Pępek
świata. Wspomnienia z Zakopanego
Nie
wiem ja Wy, ale ja Zakopane uwielbiam. Mimo wszędobylskich reklam, mimo tłumów,
mimo kiczu. Uwielbiam i już! Dlatego tym przyjemniej czytałam wspomnienia z
Zakopanego autorstwa Rafała Malczewskiego. Syn słynnego Jacka Malczewskiego był
mieszkańcem Zakopanego wiele lat, a jego wspomnienia dotyczą
głównie okresu międzywojnia. Teksty utrzymane w tonie lekkiej złośliwości,
pisane z przymrużeniem oka. Rafał Malczewski potrafił krytycznie spojrzeć na
niektóre zagadnienia, które wnikliwie obserwował.
Książka bogata w anegdoty i
historyjki, których bohaterami byli wybitni ludzie kultury. Bo kto w tamtym
czasie nie ciągnął do Zakopanego? Mam wrażenie, że bawiła tam cała ówczesna bohema:
Witkacy, Tadeusz Boy-Żeleński, Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Kazimierz
Wierzyński, Ksawery Dunikowski, Karol Szymanowski, Kornel Makuszyński, Stanisław
Gałek, Jan Kasprowicz, August Zamojski, Wojciech Kossak, Leon Chwistek, Zofia i
Karol Stryjeńscy. Do Zakopanego zawitali również Władysław Reymont, Zofia
Nałkowska, Leon Wyczółkowski. Wymieniać trzeba by wiele nazwisk. Niektórzy z
nich Zakopane tylko odwiedzali, inni związali się z nim na dłużej. Oprócz zakopiańskich
hulanek i suto zakrapianych spotkań towarzyskich (o których pisał na podstawie
właśnie tej książki Sławomir Koper w swojej kompilacji Alkohol i muzy) Rafał Malczewski Zakopane przedstawia znacznie
szerzej. W jego książce możemy przeczytać nie tylko o sławnych rezydentach, ale
również o mieszkańcach Zakopanego. Pojawia się postać Klemensa Bachledy
(Klimek), ród Gąsieniców czy rodzina Krzeptowskich. Rafał Malczewski
kilkakrotnie wspomina o gruźlikach przybywających do Zakopanego w
celu podleczenia się, którzy mogli zatrzymać się w sanatorium prowadzonym przez
siostrę Marii Skłodowskiej-Curie, Bronisławę wspólnie z mężem, Kazimierzem Dłuskim. Ale
Zakopane to nie tylko goście, sanatoria, kawiarnie, knajpy, hotele, restauracje.
Książka mówi również o początkach taternictwa i TOPR-u. Z tym zagadnieniem
należy łączyć Mariusza Zaruskiego czy Józefa Oppenheima, którym sporo miejsca w
swoich wspomnieniach poświęca Malczewski. Przywołuje sytuacje nie tylko
zabawne, ale wręcz komiczne i szalone, jak pomysł Stanisława Gałka, który
stworzył projekt przydziału na wyłączność poszczególnym malarzom konkretnych
części Tatr.
Gałek dybał na Morskie Oko i
chciał wysiudać stamtąd Hennemana, który z uporem maniaka malował to
Stawiszcze, po większej części stojąc lub siedząc na ścieżce, okalającej
przedmiot żądzy Gałka. I dalej możemy przeczytać, że Gałek miał ułożony cały program. Więc Zefiryn Ćwikliński mógłby swoje
owce malować w Dolinie Stawów Gąsienicowych, Hannemanowi dać Pięć Stawów plus
Siklawa, może Wodogrzmoty, „Cyryl” Terlecki (…) objąłby regle, Czarny Staw
Gąsienicowy, może, jeżeli da rady, Kasprowy i okolice. (…) Gentil-Tippenhauerowa
niech maluje, gdzie chce, z wyjątkiem jezior i wierchów, ale najlepiej byłoby,
gdyby trzymała się Zachodnich Tatr, od Czerwonych Wierchów włącznie. (…)
„Lewicowców”, jak Malczewski, Witkiewicz i kto tam jeszcze, nie powinno się
uwzględniać.
Słusznie Rafał Malczewski postawił pytanie jakie Związek Plastyków będzie miał sankcje
wobec krnąbrnych artystów. Co począć z facetem, który bez przydziału kropnie
Morskie Oko, zaczajony w piargach lub siedząc w koronie rozłożystego smreku?
Wracając
do turystów odwiedzających Zakopane i okolice za autorem przytoczę, że do tego
cudownego skrawka naszego kraju dotarł również Lenin, o czym Malczewski pisze:
Niestety Lenin bawił
za krótko na Podtatrzu, co prawda pojawiał się co sezon, ale było to za mało na
ten zakuty łeb. Swego czasu, za pierwszym pobytem Lenina w Poroninie,
arcybiskup krakowski kniaź Puzyna odbywał, że tak powiem, inspekcję na
Podtatrzu. Poronińskie gazdy i gaździny wydajali piękną bramę, ubraną smreczyną
z napisem: „Witaj Arcypasterzu”. W odpowiedniej chwili cała ludność wyległa na
zakurzoną szosę, trzymając obrazki święte w rękach, niejeden na szkle udatnie
umalowany. Lenin nie zawahał się i wziąwszy z izby, w której mieszkał, obrazek
Matki Boskiej, włączył się w tłum. Kniaź Puzyna pobłogosławił go z całą
gromadą. Jestem przekonany, że gdyby posiedział dłużej, rozmiękłby i gwizdnął
na bolszewizm, zamieszkałby, powiedzmy, na drodze do Białego, tracąc ochotę
stania się zbawicielem świata, a proletariat stanąłby mu kością w gardle,
zanimby mógł bezkarnie mordować. Zrywałby krokusy, śledząc urocze nurkowania
pluszcza Kordusa, i byczyłby się do słonka, jak wypada ludziom uczciwym.
Nie
sposób napisać o wszystkim, co Rafał Malczewski zawarł w swojej książce. To trzeba przeczytać.
Komentarze
Prześlij komentarz