Przejdź do głównej zawartości

Kalino to tylko ułuda utopii.


Radek Knapp, Podróż do Kalina

Wydawnictwo Sonia Draga (2014)

Juliusz Werkazy, detektyw w średnim wieku prowadzący do spółki z Brunem
agencję detektywistyczną. Co jeszcze można napisać o Juliuszu? Uzależniony od Otarda. Rozwodnik. Współwłaściciel niezbyt dobrze prosperującej agencji. Wypracował nawet procedurę odbierania telefonu tak, aby z jednej strony nie pokazać rozmówcy jak bardzo cieszy się, że ktoś w końcu zadzwonił, z drugiej zaś – aby zdążyć odebrać tak rzadko dzwoniący telefon. Trzymając się tej procedury odebrał telefon od Osmosa, założyciela miasta Kalino. To było złote zlecenie dla Agencji Werkazy, aczkolwiek też bardzo ryzykowne. Wiadomo, że jest trup, ale nie wiadomo jak to możliwe, że takim mieście jak Kalino doszło do morderstwa. Wiadomo, że honorarium za rozwiązanie sprawy będzie dwudziestokrotnie wyższe, niż przeciętne, ale nie wiadomo, czy Werkazy będzie w stanie podjąć się rozwikłania zagadki (zdecyduje na miejscu). Wiadomo, że to wszystko wiąże się z podróżą do Kalina, do którego tylko wybrańcy byli zapraszani, ale nie wiadomo, czy Werkazemu uda się je opuścić i wrócić do swojej codzienności. Wiadomo, że Werkazy chce podjąć tę grę. I to chyba jest najwłaściwsze określenie, bo z każdą chwilą będzie coraz bardziej jasne, że Werkazy to element całej układanki.

Jakim miastem jest Kalino? Wydawać by się mogło, że wspaniałym i bogatym. Zaawansowanie technologiczne jest na tak wysoko rozwiniętym poziomie, że zwykłym miastom jeszcze daleko do jego osiągnięcia. Jacy są mieszkańcy? Wiecznie młodzi, szczęśliwi, żyjący bez stresu, ponieważ codzienne dziesiątki razy przeprowadzają symulacje jednego wydarzenia mającego odbyć się w przyszłości po to właśnie, aby jak najbardziej zminimalizować poziom stresu. Czy są wolni? Absolutnie nie! Nawet nie zdają sobie z tego sprawy jak są manipulowani i okłamywani przez swojego guru – założyciela miasta. Kalino to tylko ułuda utopii. W rzeczywistości to czarna utopia służąca wybranej garstce  bezwzględnych ludzi. Czy można ich uratować? Tak! I odpowiedź na pytanie jak można tego dokonać zna jedna osoba. Jest nią mieszkaniec miasta Kalina, ale jest to człowiek napływowy, tzw. papierowa twarz. Mowa o naukowcu nazwiskiem Buschart. Sęk w tym, że właśnie został zamordowany.

Wraz z Werkazym poznajemy to specyficzne miasto i jego mieszkańców. Wszystko tu jest inne. Wszystko dziwne. Każda obserwacja i uwaga Werkazego odsłania nam prawdę o Kalinie i z każdą konkluzją nabieramy pewności, że taki model egzystencji nie prowadzi do niczego dobrego. W pewnym momencie Juliusz będzie musiał wybrać, po czyjej stronie się opowiada i wcale nie będzie musiał długo snuć rozważań. Za nic w świecie nie chciałby żyć w takim mieście i przekształcić się w Kalinina. Chce pozostać papierową twarzą, czyli sobą.

Autor do końca trzyma nas w niepewności jak zakończy się cała historia. Gdy Werkazy wydostał się z tego przeklętego miasta odetchnęłam z ulgą.

Podróż do Kalina to trochę kryminał, trochę fantastyka. Przystępując do lektury miałam pewne obawy. Gdzie ja i fantastyka. Nawet Lema nie czytałam. Lecz z każdym przeczytanym rozdziałem coraz bardziej wchodziłam w świat stworzony przez Radka Knappa i ten świat ciekawił mnie coraz bardziej. Z pewnością sięgnę po każdą kolejną książkę tego autora.

Komentarze

  1. Nie znam, ale zapowiada się bardzo ciekawie. Rzadko czytam książki fantasy, ale połączenie kryminał i fantasy mnie zaciekawiło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja książek fantasty w ogóle nie czytam :) "Podróż do Kalina" kupiłam przez przypadek i nie żałuję. Okazała się świetną lekturą. Polecam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)