Przejdź do głównej zawartości

wyciągnąć z niej wnioski, ucząc się na cudzych błędach, a nie na swoich

Jerzy Pilch, Pod mocnym aniołem


Nagrodzona Nagrodą Literacką Nike (w 2001 roku) książka stanowi swoisty dziennik pisany przez wytwornego alkoholika. Dlaczego wytwornego? A to dlatego, że alkoholizm stereotypowo przypisywany do ludzi z tzw. kręgu patologii wychodzi poza ten krąg.  Okazuje się, że także inteligentny, wykształcony człowiek, o dużej erudycji i elokwencji może wylądować na oddziale deliryków. I to nie raz, a razy osiemnaście. Tu pojawia się pytanie o skuteczność leczenia osób uzależnionych od alkoholu. Dlaczego, mimo pracy lekarzy i psychoterapeutów (Pilch nazywa je terapeucicami) nie osiąga się zamierzonego efektu i co niektórzy po wyjściu z odwyku swe kroki od razu kierują do knajpy, albo do monopolowego?

Sam Pilch mówi o stresie związanym z wyjściem z odwyku i z powrotem do świata trzeźwych. W kilku zdaniach zawiera całą filozofię picia:

Istotnie, nie byłem w stanie sprostać stresowi wyjścia, toteż skracałem stres wyjścia do minimum. Jazda taksówką z oddziału deliryków trwała około dwudziestu minut, potem zaś, po pełnej udręki jeździe, po wypiciu czterech stabilizujących pięćdziesiątek oraz po zaopatrzeniu się w butelkę wódki nie miałem już stresu wyjścia, w ogóle nie miałem żadnego stresu, jeśli zaczynałem czuć się trochę gorzej, popijałem i czułem się lepiej, i to wszystko, cała filozofia, cała filozofia picia.

Kolejna kwestia to nie przyznawanie się z uporem maniaka do swojego uzależnienia, co z kolei powinno być punktem wyjścia dla powodzenia terapii. Pilch pokazuje to zagadnienie na przykładzie jednego deliryka, Janka, nazwanego w książce Przodownikiem Pracy Socjalistycznej. Zagubiony chłopak zaczął pić, bo … albo podporządkowywał się panującym wokół niego zwyczajom, albo w taki właśnie sposób próbował poradzić sobie z problemami:

- Picie się zaczęło, zaczęło się pić – mówi Janek, a one wybuchają okropnymi śmiechami i wykrzykują:

- Się piło! Się piło! Się piło! Ale kto pił? Siępiło pił? (zwierzęcy ryk śmiechu) Kto pił?

- Ja piłem – mówi zawstydzony jak dziecko Janek i na własną zgubę dodaje: - Tak, pił człowiek, strasznie człowiek pił, nie mógł sobie człowiek z tym diabłem poradzić, na przykład z sąsiadem ile się wypiło, z sąsiadem popijaliśmy na okrągło.

Terapeucice wreszcie poważnieją i z pełnym zapałem uczą Przodownika Pracy Socjalistycznej, że zamiast „człowiek”, trzeba mówić: „ja”, zamiast „diabeł”, trzeba mówić: „alkohol”, zamiast „popijaliśmy”, trzeba mówić: „piłem”, i zamiast „na okrągło”, trzeba mówić: „codziennie”, i podać ilość, datę, miejsce. I na koniec terapeucice jeszcze raz dobitnie powtarzają: „nie się-piło”, ale „ja piłem”.

Książka pełna jest przeróżnych historii z pijackiego życia nie tylko naszego głównego bohatera, ale świetne opisane są i historie pozostałych pacjentów oddziału deliryków. Wszystkie historyjki ubrane są w kunsztowne zdania, a to dlatego, że pisał je nasz pisarz-pacjent. Terapeuci przed wszystkimi postawili zadanie prowadzenia dziennika uczuć, a że nie każdy potrafił na papier przenosić to, co mówił i myślał, nie każdy miał na tyle bogaty zasób słownictwa i umiejętność budowania zdań, nasz Juruś nawet nieźle się urządził na oddziale, pobierając przeróżne korzyści z operowania słowem i piórem, pisząc dzienniki i za innych.

Najbardziej wyszukane opisy były oczywiście te, dotyczące samego Jurka. Związane zarówno z pobytem w ośrodku, jak i te odwołujące się do życia poza oddziałem deliryków. I w tym miejscu czapki z głów przed pisarzem, jak za pomocą doboru słów wyśmienicie wprowadził czytelnika w świat alkoholika. Ileż szczerości i wiarygodności! Ileż autoironii, dzięki której książkę o trudnej i mało zabawnej tematyce czytałam lekko i wręcz z przyjemnością. Ileż razy kiwałam głową w potakiwaniu, że tak, tak, to właśnie jest kac (kto choć raz w życiu nie przeżył prawdziwego kaca nie będzie potakiwał). To sfera emocji. W książce nie zabrało i sfery materialnej. Jakże dobitnie pokazał Pilch ile pieniędzy pochłania uzależnienie. Jak na prawdziwego cynika przystało nie podał zwyczajnej kwoty, ale skalę przepitych pieniędzy zobrazował stosując dość nietypowy przelicznik:

Przepiłem pieniądze na kupno nowej pralki, przepiłem cały szereg nowych pralek, przepiłem tysiąc nowych pralek, przepiłem milion nowych automatycznych pralek, przepiłem miliard pralek najnowszej generacji, przepiłem wszystkie pralki świata.

Pod mocnym aniołem to książka, którą z pewnością przeczytam jeszcze nie jeden raz, bo można znaleźć w niej mądrość i wyciągnąć z niej wnioski, ucząc się na cudzych błędach, a nie na swoich. Nie mówiąc już o mistrzowsko zbudowanych zdaniach, które chce się czytać, i czytać, i czytać.

Komentarze

  1. Lektura obowiązkowa, właśnie z powodu wspaniale zbudowanych zdań :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłej lektury w takim razie:) Dziękuję za odwiedziny!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)