Przejdź do głównej zawartości

Dużo słów, ale nie tych najważniejszych.


Elizabeth Strout, Mam na imię Lucy




Nieprosta historia opowiedziana w prosty sposób. Właśnie tak określiłabym tę książkę, gdybym miała opisać ją jednym zdaniem. Minimalistyczna pod względem opisów chociażby bohaterów czy otoczenia, w którym dzieje się akcja, jakby autorka nie chciała odwracać naszej uwagi od tego, co najistotniejsze. A najważniejsze w tej książce to opowiedzenie o trudnej relacji matki i córki. Temat często obecny w literaturze, jednak wciąż budzący wiele emocji i skłaniający do refleksji.

Lucy to dojrzała już kobieta, której udało się zrealizować swoje marzenie. Została pisarką. Dlaczego chciała zostać akurat pisarką? Wymyśliła sobie, że będzie tworzyć piękne książki, które sprawią, że dzięki nim ludzie będą mniej samotni. Tak jak kiedyś ona …

Urodziła się na prowincji w bardzo biednej rodzinie. Jako dziecko nie miała niczego. Zaczynając od tak podstawowych materialnych rzeczy jak prawdziwy dom (początkowo mieszkała ze swoimi rodzicami i rodzeństwem w garażu przy domu wuja), a kończąc na równych szansach rozwoju i możliwości zawalczenia o swoją przyszłość. Jako jedyna z rodziny opuściła miejsce swojego dzieciństwa i wyjechała do Nowego Jorku. To tu miała szansę na budowanie swojego życia jakże innego od tego, które znała dotychczas. To tu miała szansę na budowanie poczucia własnej wartości i godności. To tu miała szansę na realizację swoich młodzieńczych marzeń. I wydawać by się mogło, że udało jej się.

Na skraju życiowych decyzji stanęła po raz kolejny, gdy trafiła do szpitala. Spędziła w nim dziewięć długich tygodni. To był dla niej czas, w którym mogła przeanalizować swoje życie i dokonać nowych wyborów. Nieoczekiwanie do szpitala przyjechała jej matka. Lucy była lekko zdziwiona, ale i dumna. Zdawała sobie sprawę jakim przeżyciem dla jej matki musiało być opuszczenie domu, podróż samolotem czy zamówienie taksówki.

Jak wyglądało to spotkanie po latach matki i córki? Mnóstwo niewypowiedzianych słów. Mnóstwo skrajnych emocji. Dużo rozmów, ale wyłącznie o innych. Dużo słów, ale nie tych najważniejszych. Dużo wspomnień, ale jakże różnych. Jakby nie mówiły o wspólnej przeszłości. Każda z nich zapamiętała ją zupełnie inaczej.

Wydawało się, ze przez te wszystkie lata samodzielnego życia Lucy uporała się z przeszłością. Spotkanie z matką odblokowało tłumione od dawna uczucia. Lucy zdała sobie sprawę z tego, że mimo olbrzymiego sukcesu nie jest szczęśliwa. Czy tak ma wyglądać jej życie?

Komentarze

  1. Książka zapowiada się ciekawie, tym bardziej, że wydaje mi się, iż każdy z nas nosi w sobie jakieś demony dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to! Czasem ludzie nie zdają sobie sprawy jak dzieciństwo wpływa na ich dorosłe życie. Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)