Przejdź do głównej zawartości

Robiła to, co według niej należało robić, nie myśląc o orderach.


Remigiusz Grzela, Było, więc minęło




Książka ma dwóch bohaterów. Pierwszym z nich jest Lech Wałęsa, którego raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Drugim bohaterem jest Joanna Muszkowska-Penson.

Ta niezwykle skromna osoba może pochwalić się bogatym życiorysem. Urodzona w 1921 roku w Warszawie swoje późniejsze życie związała najpierw z Łodzią, a następnie z Wybrzeżem. I w Warszawie, i w Gdańsku walczyła o lepszą Polskę. Robiła to, co według niej należało robić, nie myśląc o orderach. Bo przecież nic takiego nie robiła… Tak mówi sama o sobie. Całe szczęście Remigiusz Grzela nie daje zbić się z tropu i rozmowę z panią Penson prowadzi w taki sposób, aby przybliżyć czytelnikowi te nieistotne i zwyczajne sprawy.

Mając 18 lat, w 1940 roku, wstąpiła w szeregi Związku Walki Zbrojnej, bo chciała walczyć o wyzwolenie okupowanej ojczyzny. Chciała dołożyć swoją cegiełkę do walki o wolność swoją, swoich bliskich i swojego kraju. W 1941 roku wpadła w ręce Gestapo. Przeszła gehennę najpierw Pawiaka, a później obozu koncentracyjnego Ravensbruck. Dla mnie zaskoczeniem było to, w jaki sposób opowiada o obozowej rzeczywistości. Z jednej strony daje świadectwo strasznych doświadczeń, brutalności i potworności. Z drugiej strony wspomina sporą grupę życzliwych ludzi, którzy wraz z nią dzielili okrutny los, a dzięki którym zdołała przetrwać obóz. Była tam przecież aż do wyzwolenia obozu w 1945 roku! Została okradziona ze swojej młodości. Cztery lata spędziła w miejscu tak niewyobrażalnie okrutnym! A mimo wszystko potrafi skupić się na tym, co dobre. Myślę, że tak może postąpić człowiek o silnym charakterze i silnej psychice. W bardzo ciepłych słowach wypowiada się o swojej obozowej matce, która chroniła ją jak mogła. A były dla siebie przecież zupełnie obce.

Czterdzieści lat później, w 1980 roku, znowu przystąpiła do walki. Nie zważając na represje  i szykany wspierała strajkujących stoczniowców. Nie odmawiała pomocy temu, kto znalazł się w potrzebie. Narażając własne życie udzielała schronienia opozycjonistom. Nie raz wykazała się uporem, wytrwałością i odwagą. Zdaje się, że nie dbała o to, iż angażując się w działalność opozycyjną może stracić wszystko. Czterdzieści lat po swoim pierwszym aresztowaniu przez hitlerowców została aresztowana po raz drugi. Tym razem przez Polaków. Wtedy nikt nie mógł jej pomóc. Teraz była szanowanym w swoim środowisku lekarzem i to ją uratowało.

Joanna Muszkowska-Penson opowiada o sobie jakby od niechcenia. Cały czas zadaje pytanie, dlaczego rozmowa dotyczy jej osoby, przecież powinna dotyczyć Szefa. Celowo umniejsza swoje zasługi, jakby nie chciała wysuwać się na pierwszy plan. Przecież na pierwszym planie powinien być Szef. Owszem, wspomina o swoich motywacjach, które zdecydowały o tym, że podjęła walkę najpierw z niemieckim okupantem, a później ze znienawidzonym systemem komunistycznym. Ale przecież teraz powinna opowiadać o motywacji, dzięki której cały czas broni Szefa. A tym Szefem jest Lech Wałęsa.

Pani Joanna barwnie opowiada o swojej przygodzie z Solidarnością i jej przywódcą. Mówi nie tyle o Wałęsie – działaczu, Wałęsie - polityku, co o Wałęsie – człowieku. I muszę przyznać, że opowiada niesłychanie ciekawie. Otwiera oczy na rzeczywistość, w której przyszło funkcjonować Polakom po wojnie. A jak wiemy nie dla wszystkich ta rzeczywistość była kolorowa. Zwraca uwagę na czyhające na opozycjonistów zagrożenia. W życiu nie pomyślałabym, że w czasie strajku w stoczni pilnowany był kocioł z zupą w obawie przed otruciem ich, a przede wszystkim w obawie przed otruciem Szefa. Podkreśla charyzmę i inteligencję Szefa, a nader wszystko jego niesamowitą intuicję i odwagę.

I krytycy mogą sobie mówić, że ta książka to pean na cześć Lecha Wałęsy. Nie zapominajmy tylko o tym, że ten pean tworzy osoba, która w kluczowych momentach była przy Wałęsie i dla której jest bohaterem. I ma do tego prawo.

Pani Joanna sama kilka razy kładzie nacisk na to, że teraz jej głównym zadaniem jest bronić Szefa. Sama doskonale wie, jakimi metodami działała SB i jak umiejętnie potrafiła przeprowadzać różnego rodzaju prowokacje. Przyznam szczerze, że czytając tę książkę zdałam sobie sprawę z kilku ważnych rzeczy. Łatwo jest oceniać innych z pespektywy czasu. Łatwo jest oczerniać innych, nawet gdy brakuje wiedzy na dany temat. Łatwo jest zapominać o tym, dzięki komu w Polsce zapanowała upragniona i długo wyczekiwana wolność. Prawdziwa wolność.

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Masz rację! Dobrze, że mamy szansę poznać punkt widzenia świadków ważnych wydarzeń. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Zaciekawiłaś mnie tą pozycją. Dziękuję za ten wpis :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo :) Dobrze, że mamy możliwość rekomendowania sobie nawzajem ciekawych książek. U Ciebie też zawsze znajdę coś wartego uwagi. Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Gorąco polecam! To jedna z tych książek, po przeczytaniu których mówię sobie: jak dobrze, że nie przegapiłam tej książki. Mądra i wartościowa. Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)