Przejdź do głównej zawartości

A w tym wszystkim zwykli ludzie.


Piotr Tymiński, Wołyń. Bez litości


Problem Wołynia w czasach II Wojny Światowej i tuż po niej to tematyka, o której wciąż wiem zbyt mało. Dlatego tym bardziej ucieszyłam się z możliwości przeczytania powieści historycznej autorstwa Piotra Tymińskiego – Wołyń. Bez litości.

To nie jest powieść opisująca wyłącznie makabryczne sposoby mordowania Lachów przez ukraińskich rezunów. To nie jest powieść przedstawiająca bierność mieszkańców polskich wsi na Wołyniu. To nie jest powieść relacjonująca jedynie walki polskich oddziałów AK z ukraińskimi nacjonalistami, którzy postanowili wyciąć Polaków w pień. To jest powieść o złożoności problemu, któremu musieli stawić czoła Polacy.

Całą historię poznajemy z perspektywy młodego mężczyzny, Stanisława Morowskiego, który cudem ocalał z napadu Ukraińców na jego wieś. Wcześniej torturowany stał się świadkiem bestialstwa banderowców, którzy zamordowali jego rodzinę. Gdy udało mu się zbiec, gdy powoli doszedł do siebie, gdy próbował zrozumieć co tak naprawdę się stało zrodziła się w nim wola walki. Przecież nie może być tak, że Ukraińcy napadają na ich bliskich i znajomych i w tak barbarzyński sposób pozbawiają ich życia. Stanisław wstąpił w szeregi AK i wraz ze swoim oddziałem podjął walkę.

Szczegółowe opisy z życia oddziału partyzanckiego świadczą o obszernej wiedzy autora, który z olbrzymią dokładnością odtworzył i potyczki, które bezustannie toczył oddział Staszka, i uzbrojenie, jakim dysponowali AK-owcy, i obóz, który stał się ich domem na czas partyzantki, i pomoc niesioną polskiej samoobronie, i rygor wojskowy, którym odznaczały się oddziały AK.

Ale Polacy na Wołyniu walczyli nie tylko z ukraińskimi nacjonalistami, jakimi byli banderowcy czy bulbowcy. Nie zapominajmy, że trwała wojna i okupantem byli Niemcy, którym na rękę były działania ukraińskich rezunów. Były także oddziały sowieckiej partyzantki, które próbowały niekiedy połączyć swoje siły z polskimi oddziałami, aby wspólnie zwalczać wroga, jakim i dla Polski i dla Sowietów były hitlerowskie Niemcy. Ale czy Sowietom można ufać? Czy faktycznie można traktować ich jak prawdziwych sojuszników? Staszek miał wyrobioną swoją opinię na podstawie własnych przejść i obserwacji i nikt tej opinii nie był w stanie zmienić.

A w tym wszystkim zwykli ludzie. Ludzie, którzy ponosili śmierć nie z powodu nacierających wojsk, a z ręki najbliższych sąsiadów. Ludzie, którzy umierali nie od kuli wystrzelonej przez żołnierza wrogiej armii, a byli paleni żywcem, przepiłowywani, nadziewani na płoty, ćwiartowani, przebijani widłami, przybijani kołkami do ziemi przez najbliższych sąsiadów. Paradoksalnie Polacy szukali pomocy u Niemców, aby ochronili ich przed żądnymi rozlewu krwi Ukraińcami. Ba! Woleli nawet wyjeżdżać na roboty do III Rzeszy, aby nie paść ofiarą Ukraińców.

Akcja powieści jest bardzo dynamiczna. Tu nie ma czasu na drobiazgowe roztrząsanie problemu. Tu trwa nieustanna walka. Walka o życie drugiego człowieka, walka o własne życie, walka o każdą polską wieś, walka o każdy dom, walka o broń. Aby ocalić jak najwięcej ludzi, aby zaoszczędzić im niewymownych cierpień, które niosą ze sobą zastępy rezunów. Autor z taką skrupulatnością opisuje zmagania oddziału Staszka, że nie sposób oddać się lekturze bez emocji. Tak bardzo chciałam, aby z każdej potyczki wyszli cało. Tak bardzo chciałam, aby udało im się uratować bezbronnych Polaków. Tak bardzo chciałam, aby nie dali się zwieść dwulicowym sojusznikom.

Powieść niesie też ze sobą iskierkę nadziei, że nie wszyscy zatracili swoje człowieczeństwo. Mam na myśli tych Ukraińców, którzy dalecy byli od polityki banderowców i którzy z narażeniem własnego życia nieśli pomoc mordowanym sąsiadom – Polakom. Nadzieją jest też postawa Staszka, który nie załamał się po tragicznych wydarzeniach, którymi doświadczył go znajomy przecież Ukrainiec z sąsiedniej wsi. Staszek nie pozostał bierny, lecz postanowił poświęcić się dla ratowania innych.

Wołyń. Bez litości to pouczająca powieść, którą warto przeczytać i spojrzeć na problem Wołynia nieco szerzej.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorowi.

Komentarze

  1. Na pewno warto przeczytać! Poszerzanie swoich horyzontów zawsze jest wskazane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej, że temat od czasu filmu Smarzowskiego o rzezi wołyńskiej co jakiś czas jest poruszany.

      Usuń
  2. Z jednej strony bardzo chciałabym przeczytać, z drugiej - nie wiem czy dałabym radę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob