Jorge
Diaz, Wszystkie marzenia
świata
Titanic,
Lusitania, Principe de Asturias. To trzy najnowocześniejsze i
najbardziej luksusowe transatlantyki, które miały kursować między dwoma
kontynentami, Europą i Ameryką. To trzy transatlantyki, które zatonęły. A wraz
z nimi tylu ludzi…
W nocy z
14 na 15 kwietnia 1912 roku Titanic zderzył się z górą lodową. To był jego
pierwszy rejs, którego nie zdołał ukończyć.
7 maja
1915 roku Lusitania została storpedowana przez niemiecki okręt podwodny. To był
szok, że niemiecka marynarka wojenna zatopiła statek osobowy. Przecież na
statku byli wyłącznie cywile.
W nocy z 4
na 5 marca 1916 roku niemal u kresu podróży Principe de Asturias…
Dla
jednych to miała być pierwsza podróż, dla innych ostatnia. Na pokład każdy
zabierał ze sobą swoje marzenia i nadzieję na lepsze życie w lepszym świecie,
ale też swój niepokój, swoje zmartwienia i problemy. Jedni chcieli, aby podróż
trwała w nieskończoność, ponieważ tylko na pokładzie Principe de Asturias mogli
poczuć się prawdziwie wolni i szczęśliwi, jak nigdy dotąd. Inni wręcz
przeciwnie. Chcieli jak najszybciej dobić do brzegu, aby w końcu móc zacząć
realizować swoje plany. Dla jednych była to podróż w jedną stronę, inni chcieli
szczęśliwie wrócić do Hiszpanii. Ale przeznaczenie, które najpierw zawiodło ich
na ten bajeczny transatlantyk wcale nie zważało na ich plany. Ten rejs miał się
zakończyć zupełnie inaczej.
Jorge
Diaz, zanim umiejscowił swoich bohaterów na statku, szczegółowo i skrupulatnie
przedstawił czytelnikowi ich historie i cel ich podróży. I nie chodzi jedynie o
miejsce, do którego mieli przypłynąć. Każdy miał swoje zadanie do wypełnienia,
z tym, że jedni sami je sobie narzucili, inni zostali do tego zmuszeni.
Na
statku znalazły się cztery osobliwe pary.
Olśniewająca
kuplecistka Raquel i markiz Eduardo Sagarmin. Owładnięci wielką miłością i
wielką namiętnością. Tak bardzo sobą zafascynowani. Markiz absolutnie nic nie
robi sobie z tego, że panna Raquel nie jest dla niego odpowiednią partią i że w
domu zostawił żonę. To ona będzie jego oficjalną towarzyszką podczas tego rejsu,
a może i w późniejszym życiu. To z nią chce tańczyć, rozmawiać, bawić się i
najzwyczajniej w świecie spędzać czas. Raquel nie jest głupia. Doskonale zdaje
sobie sprawę z tego, że jej reputacja jest mocno nadszarpnięta. Gdyby kilka lat
temu inaczej pokierowała swoim życiem, może teraz miałaby większe szanse na
lepszą przyszłość. Na przyszłość, o której zawsze marzyła i o którą starała się
walczyć.
Nieprzejednany
dziennikarz Gaspar Medina i jego świeżo poślubiona małżonka, Mercedes. Ten rejs
był dla nich szansą na rozpoczęcie wspólnego życia w nowych i bardziej
sprzyjających ku temu warunkach. Wsiadając na pokład Principe de Asturias zostawiali za sobą wszystkie problemy. Pogróżki,
które Gaspar notorycznie otrzymywał wskutek pisania prawdy w swoich felietonach
i odprawiony przez Mercedes narzeczony, którego nie kochała, a narzeczeństwo z
nim było jedynie wygodnym dla wszystkich układem. Całe szczęście drogi Gaspara
i Mercedes w porę się zeszły.
Sara i
Max. Żydówka pochodząca z małej ukraińskiej wioski, gdzie po stracie męża nie
miała już żadnej przyszłości. Gdy w jej domu pojawiła się szadchan z propozycją
wyjścia za mąż za Maxa, Sara wahała się tylko przez chwilę. Chociaż wiedziała,
jaka przyszłość czeka ją w Argentynie, zgodziła się. Gdy wszystkie formalności
zostały już wypełnione wyruszyła za swoim mężem. Nie zważała na to, że docelowo
ma trafić do argentyńskiego domu publicznego. Za wszelką cenę chciała wyrwać
się ze sztetla. To niemożliwe, że Max się w niej nie zakocha. A wtedy ona
będzie jego prawdziwą żoną. Będzie się troszczyć o niego i o ich wspólne
dzieci, które urodzą się już w Argentynie i które nie będą znały bólu pustego
żołądka i dotkliwego mrozu przenikającego ciało. Musi tylko rozkochać w sobie
Maxa… To nic, że pracuje dla złych ludzi. On nie jest zły. Tak Sara oszukiwała
się do samego końca. Absolutnie nie dopuszczała do siebie myśli, że jej
zaaranżowane małżeństwo z Maxem miało tylko pomóc mu przewieźć ją do Argentyny.
Takie otrzymał zadanie od swojego szefa, który zajmował dość wysoką pozycję w
świecie przestępczym Buenos Aires.
Gabriela i
Giulio. To para, której najbardziej kibicowałam. Majorkanka i Włoch. Młodziutka Gabriela zostaje wydana za mąż za o wiele starszego milionera, który przed laty opuścił
wyspę i udał się do Argentyny w poszukiwaniu lepszego życia. Dzięki swojej
ciężkiej pracy i wpojonym w domu rodzinnym wartościom osiągnął sukces. Teraz
nadszedł czas, aby pomyśleć o żonie i o potomstwie. Potrzebna mu młoda żona,
która da mu dzieci i która przekaże im język i kulturę jego ojczyzny. Nie
pozostało mu nic innego, jak właśnie na Majorce poszukać towarzyszki życia.
Wydawać by się mogło, że Gabrielę spotkało wielkie szczęście. Ona, córka
skromnego rybaka, ma szansę na luksusowe życie. Czego chcieć więcej? A to, że
nie kocha swojego męża? Przecież nie o miłość tu chodzi. Zresztą jak może go
kochać, skoro nawet go nie zna, a podczas ceremonii ślubu w jego imieniu
występował jego ojciec. Wszystko ułoży się, kiedy dołączy do niego w
Argentynie. Szkoda tylko, że Gabriela widzi wszystko zupełnie inaczej. Dla niej
to jest tragedia. Przecież jej serce i ciało należy do Enriq’a… Tymczasem
Giulio przeżywa swój dramat. To, że został wcielony do armii i wysłany
na front pewnego dnia przestało się liczyć. Pewnego dnia do okopów, w których
musiał tkwić i walczyć wbrew swojej woli przychodzi list. List, który na zawsze
odmieni jego życie. Jak to możliwe? Musi dostać się do swojej rodzinnego
miasteczka. To nic, że będzie to jednoznaczne z dezercją. Tym będzie martwił
się później. Póki co musi spojrzeć w oczy Francesci i zadać jej jedno pytanie:
dlaczego? Ani Gabriela, ani Giulio nie wiedzieli wtedy, że za kilka miesięcy
ich losy się połączą, a katastrofa statku, którym będą podążać do Ameryki
Południowej będzie początkiem ich szczęścia.
Nie tylko
dla nich zatonięcie statku okazało się szansą na lepsze życie. Wiem, to brzmi
tak bardzo paradoksalnie, ale gdyby nie ta tragedia ich życie potoczyłoby się
zupełnie inaczej. I z całą pewnością to nie byłoby życie pełne uśmiechu,
radości i miłości.
W książce
pojawia się cała plejada bardziej i mniej ważnych bohaterów. Ale przede
wszystkim pojawiają się wszystkie marzenia świata i wszystkie problemy świata.
Marzenia o miłości i szczęściu. Marzenia o spokoju i bezpieczeństwie. Nawet,
jeżeli Europa pogrążona jest w wojennym chaosie. Nawet, jeżeli Ameryka
Południowa jest trzymana w szponach mafii. Ludzie uciekają przed
śmiercią, biedą, głodem. Nie wiedzą co ich czeka w nowym miejscu, ale wiedzą na
pewno, że muszą podjąć to ryzyko. I całe szczęście dla nich funkcjonuje dość
dobrze zorganizowana siatka ludzi, którzy pomogą im dotrzeć do Nowego Świata.
Autor nie pozostawia czytelnika z niedopowiedzeniami. Wprost przeciwnie. Bardzo
dosadnie przelewa na papier swoje myśli przez co historie przez niego
przedstawione są bardzo wiarygodne. Co nie oznacza, że fakty przesłaniają
emocje. Tych nie brakuje. Cała powieść jest nimi przesiąknięta.
Kapitan
Lotina i właściciel Kompanii Żeglugowej Pinillos musieli podjąć ważną decyzję. Możliwości nie mieli zbyt wielu, a każda z nich niosła wielkie ryzyko i żadna z nich nie była do końca dobra.
Tak bardzo chcieli uniknąć losu
Lusitanii, a spotkał ich los Titanica.
Za
możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu REBIS.
Jestem bardzo ciekawa tej książki. :)
OdpowiedzUsuńGorąco polecam! Emocji z pewnością nie zabraknie. Poza tym autor zwraca uwagę na ważne problemy, nad którymi warto się zastanowić. Akcja działa się wiek temu, a problemy aktualne i dziś. Pozdrawiam!
UsuńKsiążka wspaniała, pięknie napisana :)
OdpowiedzUsuńI tyle emocji! Pozdrawiam!
UsuńPrzypominają mi sie te wszystkie chwile spędzone przed telewizorem przy Titanicu, morze młodzieńczych łez wylanych nad losem biednego Jacka i szaleńcze poszukiwanie piosenki Celine Dion. Ah, te czasy!
OdpowiedzUsuńTo przy lekturze tej książki na chwilę będzie można wrócić do tych czasów :) Ale najpierw poznamy mniej romantyczny świat. Zachęcam do lektury :) Pozdrawiam!
UsuńOj takich par było na tych statkach niestety wiele... i przerażające jest to jak w bardzo bliskich odstępach czasu od siebie miały miejsce te tragedie...
OdpowiedzUsuńTak, zginęło wielu ludzi. Nie wszyscy zdołali się uratować i nie wszyscy doczekali pomocy. W przypadku Principe de Asturias nie uratował się prawie nikt, podróżujący trzecią klasą. Trudno też doliczyć się wszystkich, bo tak naprawdę spora część trzeciej klasy była wypełniona pasażerami na gapę, uciekinierami i emigrantami. Zachęcam do lektury. Pozdrawiam!
UsuńZaciekawiłaś mnie swoją recenzją! Książka w stylu Titanica? Jak najbardziej na tak!:)
OdpowiedzUsuńTrochę tak, choć ilość stron poświęconych samej katastrofie jest mało. Autor bardziej skupił się na historiach tych bohaterów, których drogi spotkały się na pokładzie. I na przedstawieniu dość szczegółowym co na nich czeka już u celu (przynajmniej niektórych). Ale emocje gwarantowane. Gorąco polecam!
UsuńChcę, chcę, chcę!
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie będziesz zawiedziona :) Pozdrawiam!
UsuńNie wiem dlaczego, ale historia Titanica i innych zatopionych statków bardzo mnie przeraża - czytając o tym, albo słuchając czuję się taka totalnie bezsilna...
OdpowiedzUsuńZgadza się, są sytuacje wobec których jesteśmy totalnie bezsilni. Ale opis samego zatonięcia statku nie zajmuje w książce wiele miejsca i akcja dzieje się błyskawicznie, więc może dasz się przekonać do lektury :) Pozdrawiam!
Usuń