Apsley
Cherry-Garrard, Na krańcu świata.
Najsłynniejsza wyprawa na biegun południowy
Na krańcu świata to odtworzona, tym razem na kartach
powieści, wyprawa na biegun południowy, w której uczestniczył właśnie Apsley
Cherry-Garrard. Kim był? Sam mówił o sobie, że jest podróżnikiem i pisarzem.
Jak znalazł się na liście uczestników ekspedycji pod kierownictwem kapitana
Roberta Scott’a? Sam mówił wprost, że to uczestnictwo dosłownie sobie wykupił. Był jednym z najmłodszych i
absolutnie najmniej doświadczonym uczestnikiem tej wyprawy. Nie miał
sprecyzowanego zadania, choć oficjalnie był asystentem zoologa. Życie pokazało,
że w rzeczywistości jego zadanie było zupełnie inne. Miał upamiętnić wyprawę
kapitana Scotta. I to zadanie wykonał celująco.
Nie
tylko wiernie odtworzył warunki, w jakich spędzili długie i trudne trzy lata
(tyle trwała ekspedycja), ale też opisał prace naukowo-badawcze przeprowadzane
przez pozostałych członków wyprawy. W książce możemy znaleźć również szczegółowe
informacje dotyczące zaopatrzenia takiej wyprawy. Co i w jakich ilościach
składało się na ich pożywienie. Jakie rozwiązania sprawdziły się w praktyce. Co
było błędem. Jak ich organizmy reagowały na niezwykle trudne warunki panujące
na Antarktydzie. Jak wyglądał ich dzień pracy. Ile kilometrów dziennie byli w
stanie przejść. Z jakimi przeciwnościami się borykali. Co było dla nich
największym zagrożeniem. Jakie wrażenia wywarła na nich kraina wiecznego lodu,
srogiego klimatu, wielotygodniowych ciemności. I wszędzie ta bezkresna biel… By na końcu złożyć hołd ludziom,
których szanował, z którymi przeżył największą przygodę swojego życia, którzy
nie wrócili tak jak on szczęśliwie do domu.
Relacja
Apsleya Cherry’ego-Garrarda skupia się nie tylko na tej konkretnej wyprawie, w
której uczestniczył, ale uświadamia czytelnikom, że to był końcowy etap
poprzedzony licznymi wyprawami pomocniczymi. To był cały długoletni proces,
który oprócz walorów naukowych miał zostać zwieńczony niebywałym sukcesem –
zdobyciem bieguna południowego. I ten cel został poniekąd osiągnięty. Kapitan
Scott z wybranymi członkami załogi dotarł na biegun południowy 17 stycznia 1912
roku. Ale nie byli pierwsi, tylko drudzy. Ubiegł ich Roald Amundsen. Norweg był
szybszy zaledwie o cztery tygodnie.
Ta
wyprawa skończyła się tragicznie. Grupa, która zdobyła biegun straciła życie w
dramatycznych okolicznościach. Najbardziej wstrząsający jest fakt, że tak
niewiele zabrakło im do dotarcia do Składu Jednej Tony. Być może wtedy by ocaleli…
Na krańcu świata to nie tylko wspomnienia Apsleya
Cherry’ego-Garrarda. To także kompilacja dzienników i innych członków ekspedycji.
Myślę, że to świetny zabieg pozwalający spojrzeć na tę historyczną wyprawę z
kilku perspektyw.
Dla
mnie to była rewelacyjna podróż czytelnicza. Plastyczne opisy pięknej, a
zarazem okrutnej przyrody. Bezradność człowieka wobec potęgi natury, a zarazem
ta ludzka ciekawość i siła, aby odkrywać świat nie bacząc na niebezpieczeństwo.
Hart ducha polarników i dążenie do celu do samego końca. Bilans podejmowanych
decyzji, aby kolejne ekspedycje mogły czerpać wiedzę z doświadczenia swoich
poprzedników. Gdzieś zupełnie na końcu ludzka rywalizacja. Nie wierzę, że Anglicy
nie byli rozczarowani, gdy dotarło do nich, że na biegunie pojawili się nie
pierwsi, drudzy.
Do tego wszystkiego wkrada się i filozofia. Dopiero w ekstremalnych warunkach do człowieka dociera, co jest istotne nie tylko w sferze duchowej i intelektualnej, ale także w sferze materialnej. Czasem otaczamy się wieloma zbędnymi rzeczami, których nawet nie potrzebujemy...
Takie ksiażki pozwalają poznać świat daleki i od całkiem nowej strony :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Zapewniają piękne podróże i tak doskonale pobudzają wyobraźnię :)
UsuńFantastyczna kraina lodu, wody i wiatrów. Dominuje tam biel, ale też wszystkie zimne kolory od błękitu po granat. Biegun południowy przyciąga nie tylko podróżników, ale tez ludzi pragnących samotności i ucieczki od zabieganego życia. Mnie przyciąga zaproponowana przez Panią książka. Potrzeba mi kontynuacji "Ortodromy", którą przeczytałem kilka dni temu https://krainslowa.blogspot.com/2018/06/tytu-ortodrama-autor-mateusz.html Pozdrawiam, Zdzisław
OdpowiedzUsuńFaktycznie, samotność też była wyzwaniem dla polarników. Nie każdy jest w stanie sobie z nią poradzić.
UsuńPięknie opisał Pan "Ortodromę". Z ogromną przyjemnością sięgnę po tę książkę. Pozdrawiam!
Gorąco polecam Pani lekturę tego reportażu literackiego. Na mnie relacja z tej przebytej przez autora ortodromy wywarła bardzo duże wrażenie. Widziałem ten kontynent oczami autora. Dziękuję za ciepłe słowa i pozdrawiam serdecznie.
UsuńZ literackiego punktu widzenia nie wypowiem się na temat obu pozycji. Wspomnę tylko, że wypraw Scotta i Shackletona nie można w żaden sposób porównywać. Pierwsza miała charakter stricte naukowy, druga była raczej przygodą, w której brali udział częściowo przypadkowi ludzie. Pierwsza osiągnęła swój cel, druga nie. Pierwsza wróciła w uszczuplonym składzie do domu, natomiast druga....ale to już sobie doczytajcie.
UsuńKsiążki o wyprawie Shackletona nie czytałam, więc nie będę się wypowiadać. Może niebawem uda mi się chociaż film o jego wyprawie obejrzeć :) Pozdrawiam !
UsuńPiękna i niebezpieczna przygoda.
OdpowiedzUsuńPrzygoda przez duże "P"
UsuńDo tego niezwykle fascynująca i bardzo wymagająca :)
UsuńJestem ciekawa tych plastycznych opisów o których wspomniałaś.
OdpowiedzUsuńTakie opisy mógł stworzyć tylko ten, kto rzeczywiście tam był i potrafi przelać na papier swoje wrażenia :)
UsuńMożliwe, żebym się skusiła, aczkolwiek ....
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
rozchestanaowca.blogspot.com
Warto się skusić :) Pozdrawiam!
UsuńPodziwiam takich ludzi... dla mnie to wprost nierealne...
OdpowiedzUsuńTo zupełnie jak ja. Podziwiam, ale ryzyka tak wielkiego raczej bym nie podjęła.
UsuńNiezmiennie od lat zadaję sobie pytanie, co takiego jest zarówno w wysokich górach, jak i zimnych bezkresach bieguna, że ludzie pomni niebezpieczeństw przez dziesięciolecia wyruszali na wyprawy, by zdobywać to co niezdobyte. Bardzo jestem ciekawa tej książki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to pytanie nurtuje wielu, ale tylko niewielu czuje ten pęd do przełamywania granic. Nawet za cenę własnego życia.
UsuńŻyczę udanej lektury :) Pozdrawiam!
Ma Pani rację, że niezwykle silną motywacją jest pokonywanie granic. Podejmowanie takich wyznań często związane bywa z próbą sprawdzenia siebie i swoich możliwości. Kolejne eskapady są być może podnoszeniem poziomu adrenaliny. Ja pokonywałem mój lęk wysokości poprzez sprawdzenie w górach, na ile mogę sobie pozwolić. Pozdrawiam :)
Usuń