Przejdź do głównej zawartości

Kino #6


Mieć czy być? Czy za wszelką cenę spełniać marzenia? Gdzie jest granica, której nie należy przekraczać? Czy można pogodzić miłość z wielkimi pieniędzmi? Czy wszystkich można kupić? Gdzie jest moje miejsce? Czy na pewno chcę należeć do świata, do którego aspiruję?

To tylko kilka z wielu pytań, które cały czas się przewijają. Czy to wypowiedziane wprost przez bohaterów czy to pojawiające się w głowie widza po kolejnych obrazach.

A obrazami są scenki z życia głównych bohaterów. To film, który przemawia przede wszystkim obrazem. Słowa nie mają tu kluczowego znaczenia. Zresztą bohaterowie są bardzo skąpi w wypowiadaniu swoich uczuć i myśli. Nawet muzyka jest na dalszym planie. Wbrew temu, co sugeruje tytuł.

Song to song. Piosenka za piosenką. To najnowszy film w reżyserii Terrence’a Malick’a. Przyznam szczerze, że wybierając się na seans nie bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Opis filmu sugerował, że będzie to historia o miłości z piosenką w tle. Była i historia o miłości. Były i piosenki. Ale nie jest to typowy amerykański film o miłości. Co mnie przekonało do tego, aby jednak wybrać się do kina? Obsada. Ryan Gosling, Rooney Mara, Michael Fassbender (to trójka głównych bohaterów), Natalie Portman (pojawia się nieco później) i Cate Blanchett.

BV to chłopak z głową pełną pomysłów. Chce tworzyć muzykę, chce ją wydawać, chce na niej zarabiać i chce w końcu zostać zaproszonym do wielkiego świata artystów. Jedyne, czego mu brakuje to finanse, które pozwolą mu wydać pierwszy album. Wtedy z pomocą przychodzi Cook, który jest wpływowym producentem muzycznym. Bierze pod swoje skrzydła BV. Ale czy na pewno będzie wobec niego uczciwy? Czy naiwny i łatwowierny BV zdąży się zorientować na czas? Cook pod swoje skrzydła przygarnął również pewną młodą artystkę, Faye. Czy Faye dla korzyści materialnych zrezygnuje z prawdziwej miłości?

Ten film pokazuje smutną prawdę o współczesnym świece. Pokazuje też zagubienie człowieka i jego rozdarcie między wartościami a pieniędzmi. Ostatnia scena, kiedy BV wraca do swojego rodzinnego domu to światełko w tunelu. Bo BV nie wraca dlatego, że nie odniósł sukcesu, a dlatego, że jako najstarszy syn musi wziąć odpowiedzialność za swoje młodsze rodzeństwo. I to jest dla mnie pocieszające. Potrafił dokonać słusznego (wg mnie) wyboru, choć nie  był on łatwy.

Scena, która mnie najbardziej zaskoczyła to moment, w którym chór śpiewa „Zdrowaś Mario”. Gdy rozległa się ta modlitwa w języku polskim (!) byłam nieźle zdezorientowana.

Song to song to film pełen sprzeczności. To film niebanalny, choć poruszający banalny temat – miłość i pieniądze, uczciwość i zdrada, marzenia i ograniczenia. Do jakiego momentu można udawać, że wszystko jest w porządku?

Moi współtowarzysze mówili zgodnym głosem, że film był … nudny. Ależ jaka ta nuda była piękna! 

Komentarze

  1. Mnie, mimo wszystko mógłby się spodobać. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli ta nuda była piękna, to warto zobaczyć ten film:D
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. I taki jest. Przynajmniej w mojej ocenie :) Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Przyznam, że ten film mnie zainteresował.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)