Magdalena
Kicińska, Pani Stefa
Magdalena
Kicińska postanowiła wydobyć postać Stefanii Wilczyńskiej z zapomnienia. Myślę,
że wielu przypadkach to nawet nie jest przypomnienie o Pani Stefie, a
uświadomienie, że taka osoba w ogóle istniała. Tak było przynajmniej ze mną.
Panią Stefę niezaprzeczalnie przyćmił Janusz Korczak. I nie chodzi teraz o to,
aby prowadzić rachunek zasług każdego z nich, bo ich siła płynęła ze wspólnej
pracy. Byli niezwykle zgranym duetem. A co ich połączyło?
Miłość.
Miłość do dzieci! I Stefania Wilczyńska, i Janusz Korczak całe swoje życie
związali z Domem Sierot, który prowadzili wspólnie od początku jego istnienia w
1912 roku do samego końca w 1942 roku. Obydwoje zrezygnowali z założenia
własnych rodzin, aby w pełni poświęcić się swojej pracy. Zresztą można spojrzeć
na to z nieco innej strony. Mieli wielką rodzinę. Wychowali setki dzieci. Mieli
swój dom, w którym spędzili przeważającą większość swojego dorosłego życia. To był Dom
Sierot na ul. Krochmalnej 92, który został przeniesiony między innymi na Chłodną
33, gdy Niemcy utworzyli getto żydowskie w Warszawie. Jak wspominał jeden z
wychowanków to Pani Stefa była ojcem, a Doktor – matką. To on był od żartów i
zabaw. Ona była od dbania o to, aby dzieci miały co jeść, w co się ubrać. Aby
były czyste i zdrowe. Obydwoje poświęcili się pracy pedagogicznej. Mało tego.
Jak na owe czasy ich metody były wręcz rewolucyjne!
Dziecko
traktowali jak podmiot, a nie jak przedmiot. Dziecko to człowiek, któremu
należy się szacunek. Dziecko to człowiek, który ma myśleć samodzielnie. Dziecko
to człowiek, który ma prawo głosu. I w Domu Sierot funkcjonował sąd, przed
którym mógł stanąć każdy, nawet wychowawca! Korczak przed sądem stanął
przynajmniej raz. Stefa – nigdy!
Reportaż
Magdaleny Kicińskiej poświęcony jest Stefanii Wilczyńskiej, ale nie jest to jej
biografia. Przede wszystkim dlatego, że brak źródeł, które pozwoliłyby
odtworzyć życie tej niesamowitej działaczki społecznej. Autorka dysponuje
jedynie strzępkami faktów, z których próbuje utkać życiorys Stefy. Nie jest to
łatwe. Pozostaje mnóstwo wątpliwości. Pojawia się wiele niedomówień. Rodzi się
mnóstwo pytań, na które trudno znaleźć dziś odpowiedź. Kicińska zastosowała
zatem ciekawą formę. Dokładnie rozgranicza fakty od przypuszczeń. Wiemy, że
Stefania Wilczyńska urodziła się 26 maja 1886 roku. Wiemy, że pochodziła z
zamożnej rodziny zasymilowanych Żydów. Wiemy, że na studia musiała wyjechać z
Warszawy, ponieważ Uniwersytet Warszawski otworzył swoje bramy dla studentek
dopiero w 1915 roku. Wiemy, że całe swoje życie poświęciła pracy i działalności
społecznej. Wiemy, że potrafiła świetnie zarządzać powierzoną jej placówką, nawet
w ekstremalnie ciężkich warunkach. Najpierw była wojna, a później wielki kryzys
gospodarczy. A mimo to Dom Sierot nadal funkcjonował. Przecież podczas I Wojny
Światowej Wilczyńska została sama z dziećmi. Korczak musiał stawić się w
wojsku… Musimy też pamiętać, że Dom Sierot nie otrzymywał żadnego wsparcia
finansowego od rządu. Była to wyłącznie prywatna inicjatywa. I tak Wilczyńska
na przemian z Korczakiem biegali po całej Warszawie w poszukiwaniu sponsorów.
I
Korczak, i Wilczyńska w pewnym momencie byli wypaleni zawodowo. Piętrzące się
problemy nie tylko finansowe zachęcały do tego, aby w końcu porzucić Dom Sierot
i wyjechać. Ale dokąd? Wszystkie wydarzenia zachodzące w Europie wskazywały na
to, że długo pokojem cieszyć się nie będą. Do tego propaganda nazistowska nie
zwiastowała niczego dobrego dla Żydów. A może wyjechać do Palestyny, jak wielu
innych?
W
Palestynie kilka razy był i Korczak, i Wilczyńska. Stefa otrzymała nawet
pozwolenie stałego pobytu, ale … Obydwoje w końcu wrócili do Warszawy. Na
Krochmalną 92. Do swojego domu. Do swoich dzieci. I razem ze swoimi dziećmi
zginęli w Treblince…
Czytając
tę książkę przeraziło mnie jak fatalna była sytuacja dzieci! Jak nagminne było
ich porzucanie na ulicy! Jak wiele
dzieci było osieroconych i osamotnionych po wojnie! Jak często były one
pozostawione same sobie!
Pani Stefa to książka nie pozbawiona emocji. Choćby
ostatnie tygodnie… Obawa Stefy, żeby nie zabrano dzieci bez niej. Marsz całego
sierocińca na Umschlagplatz. Trwanie przy dzieciach do końca…
Książka
rozbudziła we mnie chęć poszukiwania i zapoznania się z innymi publikacjami
poświęconymi pracy społecznej i Wilczyńskiej, i Korczaka. I celowo zawsze
wymieniam ich razem, bo uważam że to, co osiągnęli to owoc ich współpracy.
Doskonale się uzupełniali i tylko w
duecie mogli realizować wytyczony cel. A cel był wspólny.
Warto propagować wiedzę o ludziach, którzy pozostawali w cieniu, a mają ogromne zasługi.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Tym bardziej cieszę się, że trafiłam na tę książkę :)
UsuńCiekawa książka. 😊
OdpowiedzUsuńBardzo :)
UsuńO rany ale historia... myślę że bez paczki chusteczek się nie obejdzie...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Są i takie momenty, gdy chce się płakać...
UsuńTe dramaty dzieci są najgorsze. Mnie to po prostu fizycznie boli.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ja chyba do końca nie uświadamiałam sobie skali problemu.
UsuńPodziwiam ludzi, którzy mimo trudności realizują swoje plany i powołanie. Bezwładne opuszczenie rąk to najgorsza życiowa decyzja. Dziękuję za piękną propozycje i pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńI dlatego o takich ludziach należy mówić i stawiać jako wzór do naśladowania... Dobrze, że takie publikacje są wydawane. Pozdrawiam :)
UsuńSuper opisałaś tę książkę. Zapisuję do przeczytania.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa :)
UsuńNiesamowici ludzie... Naprawdę podziwiam ich siłę...
OdpowiedzUsuńTo są wzory godne naśladowania i jak najwięcej powinno się o takich ludziach mówić.
Usuń