Milan
Kundera, Święto nieistotności
Prawdziwa
istota egzystencji w … jej nieistotności. Takim stwierdzeniem Kundera
podsumował swoją powieść. Nie trzeba pisać wielkich objętościowo książek, aby
wyłuszczyć to, co najistotniejsze. Cóż znaczą zmagania człowieka z codziennością
w obliczu wieczności? Nic. Przecież i tak na niewiele spraw mamy realny wpływ. A
jedyną receptą na udane życie jest … poczucie humoru. Niezależnie od wszystkiego.
W Święcie
nieistotności nie ma wartkiej
akcji. Tu jest oszczędność. Oszczędność miejsc akcji, oszczędność w portretowaniu
bohaterów i tych głównych, i tych drugoplanowych, oszczędność w opisie tła powieści.
Tu najważniejsze są dialogi głównych bohaterów. I one też są zminimalizowane.
Nie ma kwiecistych porównań czy wielce rozbudowanych zdań.
Główni
bohaterowie to Ramon, Alain, Charles i Kaliban. Przyjaciele. Są tak bardzo od
siebie różni. Są w różnym wieku. Zajmują się zupełnie innymi rzeczami. Ale mimo
wszystko ich przyjaźń (przynajmniej mi) wydaje się silna. Jest jednak coś, co
ich łączy. Baczne obserwowanie rzeczywistości, spotykanych osób i … zaduma.
Zaduma nad sensem życia, nad naszą rolą w tym życiu, nad tym co ważne, a co
można sobie odpuścić. I ubolewanie nad
ignorancją, którą obserwują u młodszych pokoleń. Im ktoś młodszy, tym jego
niewiedza jest większa. Ale nie mówimy tu o niewiedzy wynikającej z braku
doświadczenia, a raczej z braku zainteresowania, by swoją wiedzę pogłębiać i pogłębiać.
Im młodsze pokolenie tym głód wiedzy mniejszy. Bo po cóż zaprzątać sobie głowę
choćby historią? Nie ma to żadnego znaczenia.
Jeśli
już zahaczyłam o temat historii w powieści Kundery pojawia się wątek Stalina i
jego świty. Jedna legenda obnaża całą prawdę o przebiegłości Stalina. Ale także
o tym, jaką miał silną pozycję niemalże do samego końca. Mógł opowiadać najbardziej
absurdalne i nieprawdopodobne historie, których nikt w jego obecności nie
zanegował. Nikt mu się otwarcie nie sprzeciwił.
Święto nieistotności
to dość specyficzna
publikacja. Ja z lektury jestem zadowolona, choć wiem, że nie każdemu
przypadnie do gustu. Czasem jedno proste zdanie potrafi przekazać więcej, niż wielostronicowy
elaborat. To też jedna z tych książek, do których można wracać co jakiś czas i
za każdym razem można dostrzec w niej coś nowego i innego, niż dotychczas.
Tę książkę
zgłaszam do wyzwania czytelniczego, którego organizatorem jest Beata.
Pewnego dnia spróbuję czegoś pana Kundery, ale mam wewnętrzne przeczucie, że to jeszcze nie ten czas, nie ten moment w moim życiu. Wtedy z pewnością wezmę pod uwagę "Święto nieistotności" zwłaszcza, że naprawdę lubię książki do których można wielokrotnie wracać, za każdym razem odkrywając coś nowego. :)
OdpowiedzUsuńGorąco polecam! Ja zaczęłam swoją przygodę z twórczością Kundery od "Nieznośnej lekkości bytu". To też książka, do której wracam. Kto wie? Może niebawem przeczytam ją jeszcze raz :) Pozdrawiam!
UsuńLubię książkiktóre choć czytamy je wielokrotnie, potrafią za każdym razem zaskoczyć nad czymś nowym. 😊
OdpowiedzUsuńZachęcam w takim razie do lektury i tej książki :)
UsuńNa chwilę obecną raczej się nie skuszę na tę książkę, ale za jakiś czas mogłabym dać jej szansę.
OdpowiedzUsuńWarto o niej pamiętać.
UsuńUwielbiam Kunderę, więc to pewnie też kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńGorąco zachęcam :)
UsuńMnie zainteresowałas już poprzednim wpisem o tej książce, zdecydowanie chciałabym się z nią zapoznać :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam❣
OdpowiedzUsuńSuper!
UsuńLubię nietuzinkowe książki...więc tą będę miała na uwadze:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Warto zapamiętać ten tytuł :)
Usuń