Przejdź do głównej zawartości

jakbym słuchała gawędy starego znajomego

Mariusz Wilk, Wilczy notes


Wilczy notes to lektura dość specyficzna. Osobliwe jest miejsce, które opisuje Mariusz Wilk. Osobliwi są jego mieszkańcy. Osobliwy jest język, którym posługuje się autor.

Wyspy Sołowieckie. Wyspy położone na dalekiej północy. Wyspy, na których panuje surowy klimat hartujący tych, którzy je zamieszkują. Sołowki. Miejsce odcięte od świata przez większą część roku. Czasem podczas lektury odnosi się wrażenie, że Sołowki to miejsce nie tyle odcięte od świata, co przez ten świat zapomniane. Nie zmienia tego za bardzo nawet fakt, że od czasu do czasu zabłąka się tu jakiś turysta, który strzeli kilka fotek i wyjedzie stąd i … o Sołowkach prędzej czy później zapomni. A mieszkańcy zostaną. Zostanie (przynajmniej na jakiś czas) i autor niniejszej publikacji.

Mariusz Wilk na Sołowkach mieszkał kilka lat (1995-1998). Miał niebywałą okazję obserwować sołowiecką codzienność i w niej uczestniczyć. Przez to jest o wiele bardziej wiarygodnym świadkiem sołowieckiej rzeczywistości. Jest człowiekiem, który chłonął te wyspy. Zachwycał się surową przyrodą. Delektował się tym, co go otacza. Doceniał ciszę. Asymilował się z mieszkańcami. Choć dla niektórych zawsze był tylko obcokrajowcem, do którego należy podchodzić ostrożnie i ze sporą dozą nieufności. Rozmawiał z ludźmi. Wysłuchiwał ich. Chciał ich zrozumieć. Chciał ich zrozumieć naprawdę nie wypaczając tego, co najistotniejsze. A u tych wyspiarzy najbardziej istotna była dusza. I właśnie tę duszę Wilk chciał zgłębić i opowiedzieć nam o niej. Nie zważając na otaczający go świat materialny. Bo na Sołowkach… bieda, bieda i jeszcze raz bieda. Rosja tamtego okresu przechodziła transformację. Problemy dnia codziennego zataczały błędne koło. Absurd gonił absurd. Było to odczuwalne w każdej części ówczesnej Rosji. A na Sołowkach… To od zawsze był region skazany na zapomnienie chciałoby się rzec. Region, który zawsze i w każdych warunkach musi poradzić sobie sam.

Mariusz Wilk obserwując mieszkańców Sołowek dokonał oceny rosyjskiego społeczeństwa. I według mnie jego spostrzeżenia są bardzo trafne. A przede wszystkim wiarygodne. Miał przecież czas i mnóstwo sposobności, aby być naocznym świadkiem przeróżnych sytuacji. A uczestnikami tych sytuacji byli ludzie, których zdążył poznać. Sąsiedzki bliżsi lub dalsi.

Ale Sołowki to nie tylko ludzie mieszkający tam dziś, którzy są skazani na wyspy ze względów ekonomicznych. To też ludzie, którzy na Sołowkach stracili życie i znaleźli się tam bynajmniej nie ze swojej woli.

Na Sołowkach najpierw pojawili się mnisi. Ich spokój zakłócił carski rozkaz, aby na wyspach zorganizować więzienie dla przeciwników politycznych caratu. Carat przeszedł do historii. Więzienie nie. Mało tego, zostało rozbudowane do pokaźnych rozmiarów. To właśnie tu powstał owiany grozą SŁON (Sołowiecki Obóz Specjalnego Przeznaczenia).

Wyspy Sołowieckie to prawdziwa Rosja. Tylko tu można doświadczyć Rosji autentycznej. Tak twierdzi autor. I trudno się z nim nie zgodzić.

Jak napisałam na początku Wilczy notes to specyficzna lektura. Nie każdemu przypadnie do gustu. Nie jest to ani książka podróżnicza, ani typowy reportaż. Powiedziałabym raczej, że to do bólu szczera opowieść o dalekim kraju i jego mieszkańcach. Czytając te zapiski miałam wrażenie, jakbym słuchała gawędy starego znajomego, z którym rozumiemy się doskonale. Dlatego opowiadający ze swojej powieści nie wyrzuca rusycyzmów (są one wytłumaczone w słowniczku na końcu książki). To gawęda bez początku i końca. Gawęda z wieloma bohaterami w tle. Gawęda z wieloma pobocznymi wątkami. Gawęda pełna pokory wobec natury.

Komentarze

  1. Czytałam dawno temu "Dom nad Oniego" tego autora. Chętnie wrócę któregoś dnia do jego twórczości. Faktycznie, jest ona dość specyficzna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dom nad Oniego" jeszcze nie czytałam. Z wielką ciekawością kiedyś i po tę książkę sięgnę.

      Usuń
  2. Mam mieszane odczucia jeśli chodzi o tę książkę. Jeszcze się zastanowię nad jej lekturą. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem :) Ja jestem zadowolona z lektury. Niewątpliwie dlatego, że chcę poznawać Rosję więcej i więcej. Trochę po Rosji podróżowałam, trochę w niej mieszkałam, więc pewnie dlatego :)

      Usuń
  3. Nie znam tego autora, może powinnam przeczytać choć ta jedna jego pozycje. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze warto spróbować :) Może przypadnie Tobie do gustu.

      Usuń
  4. Po zastanowieniu stwierdzam, że to jednak nie dla mnie. Ja z tych, którym raczej nie przypadnie do gustu. Tym razem grzecznie podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem :) Mam nadzieję, że następna propozycja będzie dla Ciebie ciekawsza :)

      Usuń
  5. Lubię takie wymagające książki, chętnie zapoznam się z twórczością tego pisarza.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)