Przejdź do głównej zawartości

Zanegować jej nie można, ale dyskutować o niej jak najbardziej...


Andrzej Katzenmark, Świat Ludwika


Osobliwa, przezabawna, inteligentna, cyniczna, nieszablonowa… To pierwsze słowa, które nasuwają mi się, gdy próbuję zdefiniować tę powieść. A konkluzja? Wiem, że nic nie wiem. Nie wszystko można wytłumaczyć w logiczny sposób, choć logiki nic nie jest pozbawione. Logika jest niezaprzeczalna. Zanegować jej nie można, ale dyskutować o niej jak najbardziej…

I właśnie świadkiem takiej dyskusji jesteśmy my, czytelnicy. Czy to dyskusji wewnętrznej głównego bohatera, czyli tytułowego Ludwika czy to dyskusji na szerszym polu. A celność co niektórych wypowiedzi jest czasem wręcz zdumiewająca.

Ludwik. Ludwik to filolog klasyczny. Doktor wykładający na uczelni wyższej. Prowadzący kółko filozoficzne. Mąż Wandy mającej wieczne pretensje o jego oderwanie od rzeczywistości i ojciec Dzióbulka. Dzióbulek jest na tyle mały, że swojego zdania jeszcze nie wypowiada. Ludwik to syn chirurga szczękowego i niepoprawnej romantyczki, która pogodzona jest z tym, że w tym domu nikt jej nie rozumie i co najważniejsze… pozostali domownicy żyją w przekonaniu, że ona też nie jest w stanie zrozumieć ich inteligentnych dyskusji. Ludwik to wnuk babki Lodzi pochodzącej z Bukowiny, która zawsze musi do wszystkiego wtrącić swoje trzy grosze. Ludwik to brat Zosi (pani psycholog), szwagier Lutka (pan inżynier) i wujek Teofila i Kosmy. Wszyscy mieszkają niemalże w jednym domu. Świat domowy Ludwika to kilkupokoleniowa rodzina złożona z totalnie odmiennych profesji i osobowości. Ale to rodzina, która gdy trzeba solidarnie trzyma się razem. I tak toczy się dzień za dniem wypełniony zwykłymi, zwyczajnymi wydarzeniami.

Najwięcej emocji dostarcza im jednak sam Ludwik. Pozornie spokojny i rozmyślający nad sensem życia. A to staruszki w parku napada (to wersja owej staruszki). A to wchodzi w konflikt z leśniczym. A to tworzy jakąś sektę ze swojego kółka filozoficznego skupioną wokół pewnego napisu wyrytego w kamieniu. A to zamiast delegacji filologów sprowadza na uczelnię delegację archeologów…

Perypetie Ludwika wypełniają całą powieść. Są rozwleczone, bo nie sposób zamknąć je w kilku zdaniach. Ale czyta je się z zainteresowaniem i przyjemnością, bo język jakim napisana jest ta powieść potęguje poczucie obcowania z powieścią wyjątkową. Tu nie ma nic odkrywczego, a jednak nie sposób oderwać się od książki i pod koniec aż żal, że za chwilę dobrnie się do ostatniej strony…

To jest dość specyficzna powieść. Mnie przyniosła dużo satysfakcji. Twórczości Andrzeja Katzenmarka nie znałam do tej pory i teraz już wiem, że mam co nadrabiać.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Oficynka.



Komentarze

  1. Jeszcze się zastanowię nad lekturą tej książki. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem bardzo zadowolona, ale rozumiem, że nie każdemu przypadnie do gustu :)

      Usuń
  2. Nie słyszałam do tej pory o tej książce. Twoja recenzja mnie zaciekawiła, więc możliwe, że po nią sięgnę.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi oryginalnie, a to mnie zachęcająco do przeczytania książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludwik w swoim świecie filozofii zapewne szuka własnego inteligentnego sposobu na życie. Mnie w tej recenzji zainteresowała cała rodzina i spodziewam się ciekawej lektury. Bardzo dziękuję za propozycję i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Poezja #7

Dziś ponownie Rafał Wojaczek i dwa wiersze: Na jednym rymie (poświęcony Jadwidze Z.) i Była wiosna, było lato . Na jednym rymie Ile kwia­tów tyle świa­tów na tym świe­cie jed­nym Ile oczu tyle świa­tła na tym świe­cie ciem­nym Ile dzwo­nów tyle gło­su na tym świe­cie nie­mym Ile trwo­gi tyle wia­ry na świe­cie nie­wier­nym Ile wier­szy tyle praw­dy na świe­cie nie­pew­nym Ile męki tyle chwa­ły na świe­cie do­cze­snym Ile klę­ski tyle pę­tli na świe­cie śmier­tel­nym Ile śmier­ci tyle szczę­ścia na tym świe­cie nędz­nym Była wiosna, było lato Była wiosna, było lato, i jesień, i zima  Był poeta, co sezony cierpliwie zaklinał Na mieszkanie i na miłość, na trochę nadziei  Na obronę ode klęski, oddalenie nędzy Na ojczyznę, tę dziedzinę śmierci niechybionej  Na jawną różę uśmiechu pięknej nieznajomej Na prawo ważnego głosu, na wiersz nie bez echa  Na Księgę, która by mogła nie zwać się gazeta Na dzień dobry, na noc cichą, na sen, nie na koszmar  Na matkę, na ojca, wreszcie i na litość Boga