Przejdź do głównej zawartości

Ahoj przygodo!


Karol Olgierd Borchardt, Znaczy Kapitan

Ahoj przygodo! Właśnie taki początek mojej wypowiedzi o niniejszej książce jest jak najbardziej adekwatny. Bo lata spędzone na morzach i oceanach to niekończąca się przygoda. To możliwość poznawania dalekiego i egzotycznego świata. To możliwość ciekawych spotkań. Ale to też ciężka praca. A gdy do tego kapitan jest człowiekiem wymagającym i żadnego dyletanctwa czy też fuszerki nie toleruje można powiedzieć, że to była prawdziwa szkoła i życia, i charakteru. Znaczy, wszystko musiało być w porządku i wszyscy musieli być w porządku…

Karol Olgierd Borchardt, będąc małym chłopcem, marzył o tym, aby zostać Indianinem. Z oczywistych względów to marzenie nie zostało spełnione. Ale udało mu się spełnić inne marzenie. Został marynarzem! A i okoliczności akurat ku temu były sprzyjające. Aby zrealizować swój plan wcale nie musiał opuszczać Polski i wyjeżdżać na nauki do Francji (początkowo i taka ewentualność była brana pod uwagę). Wystarczyło udać się do Tczewa, w którym akurat została otwarta Szkoła Morska. To pierwsza państwowa szkoła morska w Polsce. W Polsce, która dopiero co odzyskała niepodległość! To tę szkołę ukończył Karol Olgierd Borchardt. To w tej szkole wykładał kapitan Mamert Stankiewicz, któremu tę oto książkę poświęcił autor.

„Znaczy Kapitan” to zbiór opowiadań, w których autor wspomina swoją morską przygodę. Poznajemy go podczas pierwszych szkolnych rejsów na żaglowcach „Lwów” i „Dar Pomorza”. Towarzyszymy mu, gdy pływa na statkach handlowych. Wreszcie jesteśmy świadkami przeróżnych perypetii, które zdarzały się nagminnie na statkach pasażerskich („Polonia” i „Piłsudski”). Tę wyśmienitą i godną pozazdroszczenia przygodę przerwał wybuch II Wojny Światowej. Teraz ich niegdysiejszy luksusowy transatlantyk pasażerski został przerobiony na transportowiec wojenny. Jednak ta przygoda dla kapitana skończyła się niespodziewanie szybko…

„Znaczy Kapitan” to nie tylko opowiadania o życiu podczas rejsów. Życiu przeplatanym rutyną i ciężkimi obowiązkami oraz niezwykłym poczuciem humoru załogi i zabawnymi sytuacjami. To nie tylko opowieść o rejsach romantycznych. To też tułanie się od portu do portu na początku wojny. To także opowieść o początkach polskiej żeglugi. O jej porażkach i sukcesach. A także o sporych problemach. Choćby o tych wynikających z przeogromnych różnic w kadrze dowodzącej, która dotychczas służyła w trzech zupełnie różnych systemach pod trzema obcymi banderami… Ale to przede wszystkim opowieść o ludziach, którzy mniej lub bardziej, ale tworzyli zgrany zespół. A nad wszystkimi i nad wszystkim pieczę sprawował niezastąpiony kapitan Mamert Stankiewicz.

To ciekawa publikacja nie tylko dla wilków morskich. Naprawdę trzeba oddać autorowi, że posiadał dar snucia opowieści przygodowych, a co najbardziej istotne, potrafił przelać je na papier.

Komentarze

  1. Takie opowieści przygodowe mogą nas naprawdę pochłonąć. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że autorowi udaje się zaciekawić tematem nie tylko tych, którym jest on bliski :)

    Pozdrawiam
    https://subjektiv-buch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. raczej nie dla mnie. boję się tego żywiołu, i ta książka raczej tego nie zmieni :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Na przygodę warto znaleźć czas. Ahoj!

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi ciekawie. Bez Twojej rekomendacji nie zwróciłabym uwagi na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę. Z kolei mnie do tej książki przekonał mąż... :)

      Usuń
  6. Chętnie ją przeczytam, zwłaszcza ze względu na walory historyczne właśnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)