Przejdź do głównej zawartości

I tylko od nas samych zależy, co wybierzemy.


Anthony Burgess, Mechaniczna pomarańcza

To specyficzna powieść. I chodzi tu przede wszystkim o język, którym została napisana. Najpierw odrębny język stworzył Anthony Burgess, a później … tłumacz. Tłumaczenie tej powieści było bezsprzecznie nie lada wyzwaniem, a tego wyzwania podjął się Robert Stiller. Dodam, że warto też przeczytać posłowie. Wersja, którą czytałam to wersja R, a więc sporo tu rusycyzmów. I przyznam szczerze, że dzięki znajomości rosyjskiego czytanie nie było uciążliwe. Do słowniczka zaglądałam sporadycznie. Jeśli ktoś rosyjskiego nie zna, do słowniczka będzie musiał zaglądać znacznie częściej, ale nie ma co się zniechęcać. Zdecydowanie warto włożyć trochę więcej wysiłku w przeczytanie tej powieści. I jeszcze jeden fakt warty podkreślenia. Anthony Burgess „Mechaniczną pomarańczę” napisał w 1962 roku! A główne dylematy są cały czas aktualne.

Przechodząc do fabuły… Całą historię poznajemy z perspektywy głównego bohatera. To on jest jedynym narratorem i to jemu towarzyszymy przez pewien czas. Jesteśmy świadkami jak 15-letni Alex wraz z grupą kolegów włóczy się nocą w poszukiwaniu swojej ofiary. Nie przepuszczą nikomu. Zadając ból, poniżając, gwałcąc odczuwają ekstazę, upojenie, euforię… I nie zawsze muszą być przy tym pod wpływem narkotyków, sączonych niekiedy w osławionym barze… To Alex i jego koledzy są stałymi bywalcami w Korova Milky Bar. To tu odurzają się, to tu snują plany na wieczór, to tu wymyślają kolejne napady i rozboje. Wszak na trunki i narkotyki potrzeba niemałych pieniędzy… I jeszcze na opłacanie sobie alibi… I tak ucieka im dzień za dniem. A raczej noc za nocą… Aż do pewnego incydentu, który był gwoździem do trumny dla Alexa. Wpadł. Najgorzej. Aresztowanie. Sąd. Wyrok. Więzienie…

I gdy część wyroku już odsiedział okazało się, że ma szansę wyjść na wolność o wiele wcześniej. Wystarczy tylko, aby poddał się nowoczesnej terapii. Terapii, która ma wyleczyć go ze zła. Terapii, która ma sprawić, że zawsze będzie wybierał dobro. Terapii, która ma odmienić totalnie człowieka. Terapii Ludovycka. Terapii eksperymentalnej. Ale czy skutecznej? Czy dzięki niej resocjalizacja będzie święciła same sukcesy? Czy w końcu nadejdzie taki czas, gdy zło zostanie zupełnie wyplenione? Czy efekty terapii będą długotrwałe? A co z wyborem między dobrem a złem? Co z podstawowym prawem człowieka do wolności? Czy człowiek, który nie może sam decydować o sobie, a zostaje zaprogramowany, jest człowiekiem wolnym? Czy my, ludzie, mamy prawo odbierać możliwość wyboru drugiemu człowiekowi? Do czego to doprowadzi? Czy nie będzie to z czasem narzędzie służące tylko pewnej grupie ludzi, aby zniewolić innych? A co jeśli to narzędzie dostanie się w niepowołane ręce? Takie oto dylematy natury moralnej… Alex nie zastanawiał się nad tym. Był gotów zrobić wszystko, aby tylko jak najszybciej opuścić więzienne mury.

A gdy już to zrobił… Pojechał do domu. I cóż się okazało? Nie ma już domu. Nie ma dokąd wrócić. Znów włóczył się po mieście, ale zziębnięty, głodny, bez żadnych perspektyw na lepsze jutro. Aż trafił na swoich dawnych koleżków. Jakież było jego zdziwienie…

„Mechaniczna pomarańcza” to rewelacyjna powieść. Powieść poruszająca wiele ważnych tematów. Powieść utwierdzająca nas w przekonaniu, że i dobro, i zło istniało, istnieje i będzie istnieć. I tylko od nas samych zależy, co wybierzemy. Każdy sam musi w pewnym momencie zrozumieć, jak należy postępować. Każdy sam powinien doświadczyć tego potężnego błysku w mózgu jak nasz bohater... Czyżby dorastał? 

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. I taka uniwersalna... nic nie traci na swojej aktualności!

      Usuń
  2. Z uwagi na tematykę, bardzo chętnie sięgnę po ten tytuł. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaintrygowała mnie fabuła tej książki. Muszę ją jednak przeczytać :D

    Pozdrawiam
    https://subjektiv-buch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj! I daj znać jakie wrażenia po lekturze :)

      Usuń
  4. Co jakiś czas ta książka przypomina mi o sobie, ale jakoś nie pociąga mnie na tyle, żebym miała ochotę po nią sięgać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ją czytam co kilka dobrych lat. Pierwszy raz czytałam ją na studiach. A to było tak dawno temu... :)

      Usuń
  5. Od dawna mam w planach, ale jakoś się nie składa... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Omawiałam fragmenty tej książki na studiach i cały czas nie mogę się zebrać, żeby w końcu przeczytać całość! Ale w to kiedyś musi nastąpić. Nawet jeśli będę musiała co chwila zaglądać do słowniczka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Ja sięgnę ponownie za kilka lat pewnie :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Poezja #7

Dziś ponownie Rafał Wojaczek i dwa wiersze: Na jednym rymie (poświęcony Jadwidze Z.) i Była wiosna, było lato . Na jednym rymie Ile kwia­tów tyle świa­tów na tym świe­cie jed­nym Ile oczu tyle świa­tła na tym świe­cie ciem­nym Ile dzwo­nów tyle gło­su na tym świe­cie nie­mym Ile trwo­gi tyle wia­ry na świe­cie nie­wier­nym Ile wier­szy tyle praw­dy na świe­cie nie­pew­nym Ile męki tyle chwa­ły na świe­cie do­cze­snym Ile klę­ski tyle pę­tli na świe­cie śmier­tel­nym Ile śmier­ci tyle szczę­ścia na tym świe­cie nędz­nym Była wiosna, było lato Była wiosna, było lato, i jesień, i zima  Był poeta, co sezony cierpliwie zaklinał Na mieszkanie i na miłość, na trochę nadziei  Na obronę ode klęski, oddalenie nędzy Na ojczyznę, tę dziedzinę śmierci niechybionej  Na jawną różę uśmiechu pięknej nieznajomej Na prawo ważnego głosu, na wiersz nie bez echa  Na Księgę, która by mogła nie zwać się gazeta Na dzień dobry, na noc cichą, na sen, nie na koszmar  Na matkę, na ojca, wreszcie i na litość Boga