Jimmy Burns, Maradona. Ręka Boga
Diego Armando Maradona. Jego życie, zarówno zawodowe, jak i prywatne pełne było sprzeczności. Balansował między piekłem a niebem nieustannie. Na wyżynach utrzymywał się raz dłużej, a raz krócej. Od dna odbijał się wielokrotnie. I o tym wszystkim napisał brytyjski dziennikarz sportowy, Jimmy Burns. Mało tego! Biografia Maradony spod jego pióra była biografią nieautoryzowaną, co zdecydowanie nie spodobało się jemu, boskiemu Diego. Czyż można było wymyślić sobie lepszą promocję? Ale od początku…
Maradona przyszedł na świat w rodzinie dość … skromnej. Urodził się i wychował w slumsach. Jego rodzinny dom był domem ubogim i mało komfortowym (delikatnie mówiąc). Miał liczną i zżytą rodzinę, ale rodzinę nieustannie borykającą się z trudnościami dnia codziennego. Warunki, w jakich się wychowywał nie stwarzały najlepszej okazji do nauki czy rozwoju. Nie roztaczały też przed nim wielkich perspektyw. A jednak! A jednak dostał swoją szansę od losu i wykorzystał ją. Jego talent został dostrzeżony, a rodzice zrobili wszystko, co było w ich mocy, aby syna wspierać i pomóc mu przebić się w piłkarskim świecie. Sukces! Sukces Maradony był sukcesem jego rodziny i jego pierwszych trenerów. Tak, Diego nie zapomniał komu zawdzięczał rozpoczęcie swojej oszałamiającej kariery. Rodzina zawsze była dla niego najważniejsza. Był dumny, że wyrwał ją z biedy, że mógł kupić duży i wygodny dom, w którym wszyscy mogli zamieszkać. Cieszył się, że jest otoczony rodziną i przyjaciółmi. Cieszył się, że jest otoczony ludźmi, którzy pragną jego szczęścia i którym może ufać. A on chciał tylko jednego. Chciał grać w piłkę. Poprzez swoją grę chciał sprawić, że ludzie będą radośni i szczęśliwi. Niczego więcej nie pragnął. A że zarabiał przy tym zawrotne sumy to już sprawa drugorzędna.
Jakim cudem wszystko zaprzepaścił? Właśnie to pytanie kotłowało się w mojej głowie nieustannie. Przy takim wsparciu rodziny? Przy takim chorobliwym wręcz otaczaniu się swoimi ludźmi. Dlaczego nikt nie zareagował na czas? Bo nie uwierzę, że narkotykowe problemy Maradony były zaskoczeniem i szokiem dla jego najbliższych wtedy, gdy zabrnął już za daleko.
Niewątpliwie nie pomagał charakter Maradony. Zadufany w sobie, bezkompromisowy, nie potrafiący rozeznać, kto jest jego prawdziwym przyjacielem, a kto wrogiem, źle radzący sobie z piłkarskimi porażkami, rozchwiany emocjonalnie. Z jednej strony to prosty chłopak, który powtarzał w kółko, że chce tylko grać w piłkę, bo to potrafi najlepiej i to daje radość i jemu, i ludziom. Z drugiej strony to chłopak zachłyśnięty blichtrem wielkiego świata, do którego wcześniej nie miał dostępu. Z jednej strony bezrefleksyjny, bo on chciał przecież tylko grać w piłkę i dawać ludziom radość, z drugiej zaś promujący konkretne (czasem i kontrowersyjne) kręgi polityczne. Z jednej strony grający dla prostych ludzi, którym chce tylko dawać radość poprzez swoją grę, z drugiej strony obnoszący się ze swoimi znajomościami z politykami czy z przedstawicielami mafii. Nieświadomy! Nieświadomy tego, jak bardzo jest wykorzystywany przez wielkich tego świata. Nieświadomy, że jest jedynie trybikiem w wielkiej machinie światowej piłki nożnej. A później…. węszący wszędzie spiski.
Historia Diego mogłaby się zupełnie inaczej potoczyć, gdyby… Gdyby miał wokół siebie dobrych doradców i gdyby miał w sobie tyle pokory, aby ich usłyszeć. Maradona nie miał ani jednego, ani drugiego. Miał za to wielkie przekonanie o swojej boskości i wyjątkowości. Miał potrzebę niesłabnącego podziwiania jego osoby i nieustannego wybaczania mu wszystkich błędów. Odnoszę jednak wrażenie, że sam sobie nie potrafił wybaczyć żadnego błędu.
Rodzina. Rodzina dla Maradony to świętość. Tak mogłoby się wydawać. Dlaczego zatem nie uznał swojego pierworodnego syna? Dlaczego tak późno przyznał się do ojcostwa swojej najmłodszej córki? A to nie wszystkie jego pociechy. Jak? Jak mógł odżegnywać się od swoich dzieci, skoro wiecznie powtarzał, że rodzina jest dla niego na pierwszym miejscu? Zresztą za nieuznanie swojego pierworodnego syna miał zapłacić bardzo wysoką cenę. To był gwóźdź do trumny jego wizerunku w Neapolu. Stracił miłość neapolitańczyków, którzy nie mogli wybaczyć mu tego błędu.
Diego Maradona odszedł 25 listopada 2020 roku. Po jego śmierci prezydent Argentyny ogłosił trzydniową żałobę narodową.
Książka Jimmiego Burns’a to książka nie tylko o boskim Diego. To książka o wielu problemach, które zdeterminowały życie Maradony. Trudna sytuacja polityczno-gospodarcza Argentyny, w której się urodził i w której spędził większość swojego życia. Mafijny Neapol, w którym Maradona wielbiony był niczym Bóg, a który opuszczał z podkulonym wręcz ogonem. To książka o rozgrywkach nie tylko tych na boisku. To książka o rozgrywkach także tych zakulisowych. Rozgrywkach, w których stawką były naprawdę duże pieniądze. To książka o ucieczce. Bo Maradona zawsze uciekał. Uciekał przed biedą, uciekał przed porażką, uciekał przed swoimi demonami, uciekał przed odpowiedzialnością, uciekał przed samym sobą…
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu.
Bardzo ciekawa recenzja, przeczytałabym tę książkę;)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńWprawdzie nie jestem raczej fanem piłki nożnej, ale do tej książki z przyjemnością chyba sięgnę. Postać kultowa - nic dodać - nic ująć :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTeż nie jestem wielką fanką piłki nożnej, ale są biografie, które warto przeczytać :)
UsuńMam w domu fana piłki nożnej, który na pewno zainteresuje się tą książką.
OdpowiedzUsuńSuper!
UsuńJestem fanką piłki i Maradona był jednym z moich pierwszych idoli, ale takie książki rzadko czytam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://subjektiv-buch.blogspot.com/
W takim razie tym bardziej polecam lekturę tej książki :)
UsuńDla fanów tego piłkarza to na pewno lektura godna uwagi.
OdpowiedzUsuńPodtrzymuję, że to książka bardziej dla mojego brata niż dla mnie.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
zaciekawiłaś mnie tą recenzją :) lubię biografie, a postać piłkarza jawi mi się jako szczególnie interesująca :) Możliwe, że po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńFani piłki nożnej na pewno chętnie skuszą się na tę książkę, ja się nad nią jeszcze zastanowię. ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem :)
UsuńLubię postać Maradony ❤
OdpowiedzUsuńJa w sumie też. Jeśli nie oglądałaś, to polecam też film "Diego". Był w kinie kilka lat temu...
UsuńMyślę, że w zderzeniu z sukcesem każdy z nas mógłby się pogubić, a co dopiero chłopak z biednej rodziny, któremu życie dało taką szansę. Bez względu na wszystko Maradona pozostanie symbolem.
OdpowiedzUsuńZgadza się, więc tym bardziej szkoda, że nie miał wokół siebie dobrych doradców, których chciałby posłuchać...
Usuń