Wojciech Wiśniewski, Smak dzieciństwa
Nostalgia. To ona dominuje w tej książce pełnej wspomnień. Wylewa się niemalże z każdego zdania. Ta tęsknota za życiem, w którym był wygody i komfortowy dom, była mama i był tata, były siostry, były niedzielne spacery do Łazienek, były wizyty w eleganckiej kawiarni Lardellego, a przede wszystkim były bardzo wyczekiwane odwiedziny w cukierni Wedla. I ta czekolada… „Jedyna”… Cóż za beztroska… Beztroska, która został brutalnie zakłócona przez wybuch wojny, która zmieniała wszystko. Świat legł w gruzach. Świat śmiechu, zabawy, nauki, poznawania nowych miejsc, poznawania nowych smaków…
Wojciech Wiśniewski miał zaledwie sześć lat, gdy wybuchła II Wojna Światowa. Gdy niemieckie samoloty bombardowały Warszawę. Wraz z wybuchem wojny skończyło się jego dzieciństwo. W przestronnym i komfortowym mieszkaniu raptem zrobiło się tłoczno. Edukacja? Jaka edukacja?! Poziom życia, do którego przywykł też nie został utrzymany. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Codzienność. Codzienność tuż przedwojennej Warszawy i codzienność okupowanej Warszawy poznajemy z perspektywy małego chłopca. Myli się jednak ten, który myśli, że przez to opowieść jest napisana językiem infantylnym. Język opowieści jest plastyczny i zabawny (mimo grozy opisywanych wydarzeń). Świat widziany oczami dziecka. Świat piękny i bezpieczny. Świat okrutny i niebezpieczny.
Najwięcej miejsca autor poświęcił swoim wspomnieniom z czasu Powstania Warszawskiego. Śmiało można powiedzieć, że cała jego rodzina łącznie z nim, była zaangażowana w walkę. Każdy miał swoje zadania. Każdy walczył tak, jak potrafił.
A w tle tego wszystkiego majaczy nieustannie Wedel. Przed wojną ojciec Wojtka prowadził w Warszawie biuro reklamy i jednym z jego głównych klientów była właśnie firma Wedel. Wydawać by się mogło, że Wedel jest nieodłączną częścią życia naszego młodego bohatera. Ba, było mu dane poznać nawet samego Jana Wedla… „Bardzo chciałem poznać pana Wedla. Człowiek, którego nazwisko widnieje na każdym cukierku, czekoladce, ma z pewnością słodyczy pod dostatkiem, nawet w czasie wojny.” I to pragnienie kiedyś się spełniło…
Ta niewielka objętościowo opowieść to idealna lektura na spokojne popołudnie, która przeniesie czytelnika w świat najpiękniejszy – świat beztroskiego dzieciństwa. A gdy otaczający go świat stał się nieprzyjazny Wojtek nie załamał się. Miał przecież w zanadrzu swoją żelazną porcję – porcję czekolady „Jedynej”.
Może kiedyś sięgnę.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNie wykluczam, ze i ja sięgnę. Bliska mi tematyka, pozdrawiam Monika Olga :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNie przepadam za tego typu literaturą, ale obecność Wedla w takiej książce jest intrygująca i dość nieoczywista.
OdpowiedzUsuńOtóż to! Tę książkę naprawdę czyta się błyskawicznie, więc... :)
UsuńZobaczę. Może znajdę czas
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPomyślałam sobie, że to coś pięknego
OdpowiedzUsuńMasz rację :)
UsuńCzyli gorzko-słodka książka 😉 Czytałabym.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś trafi w moje ręce.
OdpowiedzUsuń:)
Usuń