Przejdź do głównej zawartości

To dobry reportaż. Dobry i potrzebny.

Beata Sabała-Zielińska, TOPR. Żeby inni mogli przeżyć



To dobry reportaż. Dobry i potrzebny. Potrzebny dla TOPR-owców, żeby ludzie choć trochę zrozumieli, na czym polega ich praca (tak, praca, za którą zawodowi ratownicy dostają wynagrodzenie). Potrzebny dla turystów, aby wyciągnęli wnioski i choć w minimalnym stopniu przygotowali się do wyjścia w góry.

TOPR (nie mylić z GOPR) czuwa. Czuwa nad naszym bezpieczeństwem, gdy mniej lub bardziej beztrosko hasamy sobie w górach. Roztropność. Wielu z turystów ma z tym problem. Ignorują ostrzeżenia TOPR-u. Wychodząc na jakiś szlak nie biorą pod uwagę swoich możliwości. Nie potrafią rozłożyć odpowiednio swoich sił. Tak, jeśli weszło się na jakiś szczyt, należy z niego o własnych siłach także zejść. Wybierają się w góry bez odpowiedniego przygotowania, bez odpowiednich ubrań, bez dostatecznej ilości jedzenia i picia. Bo przecież zawsze można wezwać TOPR. Śmigłowiec przyleci zawsze… I tu pojawia się kontrowersyjne pytanie, czy takich delikwentów nie należy po całej akcji obciążać kosztami tejże akcji? TOPR-owcy wychodzą z założenia, że pomocy powinni udzielać wszystkim potrzebującym. To szlachetne, ale kosztowne…

Zawsze z dużą estymą odnosiłam się do TOPR-u. Po przeczytaniu tego reportażu utwierdziłam się w przekonaniu, że szacunek jest im należny. Każde wyjście na ratunek jest ryzykowny. A oni to ryzyko ponoszą, bo tam w górach jest człowiek, który na nich liczy, który potrzebuje pomocy, bo inaczej… I nie zwracają wtedy uwagi, czy organizują akcję ratowniczą po niefrasobliwego turystę, czy nie. Tak, góry są nieprzewidywalne i potrafią zaskoczyć. Nawet jeśli ktoś jest zaprawionym w boju turystą czy doświadczonym taternikiem zdarza się, że też potrzebuje pomocy.

Nie miałam jednak świadomości, że nasi TOPR-owcy to grupa naprawdę świetnie wyszkolonych specjalistów w ratownictwie w tak szerokim aspekcie. Bo nie mówimy tylko o tym, że idą po zagubionego turystę, który nie potrafi o własnych siłach zejść na dół lub który uległ w górach wypadkowi. To też ratownictwo ścianowe, lawinowe, jaskiniowe czy nurkowe. Jestem z nich naprawdę dumna.

Tym bardziej, że początki TOPR-u nie były łatwe, a i jeszcze trzydzieści czy czterdzieści lat temu do najłatwiejszych nie należały. Co najbardziej doskwierało TOPR-owcom? Paradoksalnie braki w zaopatrzeniu, braki w sprzęcie, braki w profesjonalnych szkoleniach. Oni wszystko zdobywali sami! I naprawdę nie mają czego się wstydzić w porównaniu do swoich zagranicznych kolegów. Ba, niektórych naprawdę biją na głowę. A przekonali się o tym, uczestnicząc w międzynarodowych szkoleniach, na których ratownicy dzielili się swoim doświadczeniem.

Lekcja dla wszystkich, którzy wybierają się w góry. Zapamiętajmy jedną z ważnych lekcji! Jeśli w górach wydarzyło się coś, co wymaga interwencji TOPR-u stosujmy jedną zasadę. Nie przeszkadzajmy im pracować! Nie próbujmy na siłę pomagać. Oni doskonale wiedzą co robią, nawet jeśli my mamy nieco inne wrażenie.

Współpraca. To istota rzeczy. Jeśli już musimy angażować TOPR współpracujmy z nimi. Jak? Najlepiej nie panikować, słuchać ich poleceń i nie dyskutować. Powtarzam jeszcze raz: oni wiedzą, co robią. Zadbajmy o nasze bezpieczeństwo na samym początku. Jeśli wybieramy się w góry zimą, gdy zagrożenie lawinowe jest naprawdę spore meldujmy o tym. I jeszcze ważna kwestia: jeśli wrócimy bezpiecznie do punktu wyjścia – meldujmy o tym! Jeśli mamy zamiar spenetrować jakąś jaskinię: meldujmy o tym. O zaplanowanej trasie, o przewidywanym czasie, który zamierzamy spędzić w jaskiniach. Bo jeśli nie pojawimy się o określonym czasie w określonym miejscu TOPR-owcy wiedzą, że coś się stało, że potrzebujemy pomocy i gdzie należy nas szukać. To zwiększa nasze szanse na przeżycie…

Ofiary. Zgodnie z tym co napisałam wcześniej: każda akcja to ryzyko. TOPR-owcy, którzy wierzą w swoją misję wyruszają na ratunek innym ryzykując własne życie. Niestety zdarza się i tak, że ratownik z akcji nie wraca. Płaci najwyższą możliwą cenę udzielając pomocy innym. Każda sytuacja jest inna. Każdego życia szkoda, ale najbardziej boli wtedy, gdy ktoś traci życie przez głupotę innych… Tak, doskonale wiem, co to znaczy zawracać ze szlaku nie osiągając celu, bo nagle pogoda się diametralnie zmieniła, bo rozszalała się burza, bo zaczęła się ulewa… Ale lepiej zawrócić i podjąć kolejną próbę zdobycia szczytu za jakiś czas, aniżeli narażać siebie i innych. To jest odpowiedzialność.

„TOPR. Żeby inni mogli przeżyć” to reportaż, który polecam każdemu, nie tylko miłośnikom gór. Muszę jeszcze zaznaczyć, że napisany jest bardzo zgrabnie, co daje jeszcze większą przyjemność z lektury. Bo w reportażach nie tylko treść jest ważna, ale i forma.

Komentarze

  1. Brzmi interesująco, to z pewnością ważna i wartościowa lektura.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi wprost świetnie. Wysoko w Tatrach byłem tylko raz - w 2001 roku po maturze. Niewątpliwe sięgnę. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam już o tym reportażu i jeśli będę miała okazję to do niego zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po reportaże rzadko sięgam, ale chętnie zrobię wyjątek ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię reportaże, a dawno ich nie czytałam. Tę książkę jednak planuję przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega ważna publikacja! Twój komentarz i recenzja w odniesieniu do tematu także niezwykle cenna! Zbyt dużo się słyszy o niefrasobliwych i fatalnych w skutkach zachowaniach wielu turystów. Im więcej o tym, tym więcej o bezpieczeństwie!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Faktycznie tych niefrasobliwych turystów w Tatrach coraz więcej. Na przestrzeni lat turyści odwiedzający góry bardzo się zmienili. Już coraz rzadziej spotyka się ludzi, którzy choćby odpowiadają na pozdrowienia na szlaku. Kiedyś pozdrawianie się na szlaku było powszechne. A i śmieci coraz więcej... :(

      Usuń
  7. Wielki szacun. Pamiętam jak wiele lat temu byłam w Tatrach, kiedy akurat zginął jeden z ratowników podczas akcji ratowania jakiś turystów, którzy wyszli na szlak mimo ostrzeżeń lawinowych. Wstrząsnęło to wtedy mną bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszne są takie sytuacje. A najgorsze jest to, że wielu takich sytuacji naprawdę można byłoby uniknąć...
      My kiedyś obserwowaliśmy krążący śmigłowiec, który sprawdzał prawdopodobnie teren po burzy, która rozpętała się nagle i była dość mocna. Zawróciliśmy wtedy ze Świnicy...

      Usuń
  8. Mam ją już na swojej liście do przeczytania. Dla mnie to oczywiste, że w każdym miejscu robi się miejsce i przepuszcza ratowników. Dlatego ciężko znaleźć mi logiczne wytłumaczenie na inne zachowanie.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Ciebie i dla mnie to oczywiste. Jak się okazuje, jednak nie dla wszystkich...

      Usuń
  9. Ja również darzę TOPR ogromną estymą,bo to grupa świetnie wyszkolonych fachowców gotowych nieść pomoc nawet w ekstremalnie trudnych warunkach. Chodząc po górach staram się nie narażać na głupie sytuacje, ale i tak budująca jest świadomość, że w razie niespodziewanego wypadku można na nich liczyć.

    A jeśli interesują Cię początki TOPR-u to serdecznie polecam książkę "W stronę Pysznej".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czuję się bezpieczniej wiedząc, że ktoś nade mną czuwa w górach i w razie czego przyjdzie z pomocą :)
      Dziękuję za polecenie. Poszukam tej książki.

      Usuń
  10. Słyszałam od kilku osób, że warto dać szansę tej lekturze. Tylko zawsze mam coś innego do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie ta książka czekała na swoją kolej jakieś dwa lata :)

      Usuń
  11. Rzadko sięgam po reportaże. Ciekawa tematyka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Straszna jest praca takich ratowników. Próbując uratować cudze życie, narażają własne. I nieraz giną...

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam tę książkę w planach, to totalnie moje klimaty czytelnicze :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)