Przejdź do głównej zawartości

Byli w piekle. Przeżyli to piekło. I opowiedzieli o tym światu...

Gideon Greif, „…płakaliśmy bez łez…” Relacje byłych więźniów żydowskiego Sonderkommando z Auschwitz



To nie jest lektura ani łatwa, ani lekka. Wręcz przeciwnie. To wstrząsające świadectwa ludzi, którzy zostali zmuszeni do udziału w ludobójstwie na masową skalę. Czy mogli coś zrobić, aby ocalić te setki tysięcy istnień ludzkich? Nie! Niczego nie mogli zrobić, przecież też byli więźniami obozu koncentracyjnego! Czy mogli się zbuntować? Szanse powodzenia były marne, ale jednak ten jeden jedyny raz spróbowali! Doskonale zdawali sobie sprawę, że upadek Niemiec zbliża się coraz szybciej, a wtedy czekała ich pewna śmierć. Niemcy nie pozwolą, aby świadkowie ich zbrodni zostali przy życiu! Jak? Jak mogli to wytrzymać? Jak mogli zgodzić się na taką pracę? A cóż innego mogli zrobić?! Zresztą każdego dnia budzili się ze świadomością, że może dziś to oni zostaną zlikwidowani. Ale mieli jeden cel – dać świadectwo, ocalić od zapomnienia, powiedzieć światu, co tak naprawdę działo się w Auschwitz i jak wyglądał Holokaust.

Zabrzmi to strasznie, ale Niemcy byli doskonale zorganizowani. Tak zaplanowali cały proces ludobójstwa, aby był jak najbardziej wydajny. A Sonderkommando bardzo często i tak pracowało na dwie zmiany! Wszystko było skrupulatnie zaplanowane, a do obsługi całego przedsięwzięcia potrzeba było niemało ludzi. Tu każdy miał swoje ściśle określone zadanie. Jedni pilnowali, aby ludzie przeznaczeni do gazu rozebrali się, inni te rzeczy sortowali i ładowali na samochody, inni prowadzili ludzi do komory gazowej, jeszcze inni wynosili z tej komory ciała, inni wyrywali złote zęby i koronki, inni obcinali kobietom włosy, inni zdejmowali całą biżuterię, a jeszcze inni protezy, inni ładowali ciała do windy, jeszcze inni na specjalne nosze, a jeszcze inni wkładali ciała do krematoryjnych pieców, inni sprzątali komorę gazową, aby była gotowa na przyjęcie kolejnych ludzi nie wzbudzając w nich żadnych podejrzeń. Wstrząsające! A jednak wydarzyło się naprawdę.

Dlaczego ci, którzy zostali zmuszeni (celowo to podkreślam, bo do pracy w Sonderkommando nikt nie zgłosił się na ochotnika) do pracy przy komorach gazowych i w krematorium, a którzy ocaleli przez całe lata ukrywali ten fakt? Czyżby czuli się winni? Czyżby czegoś się obawiali? I tu perfidność Niemców zostaje obnażona ponownie. To oni, mordercy odpowiedzialni za Holokaust po wszystkim próbowali uczynić współodpowiedzialnymi swoje ofiary! Przecież to ludzie z Sonderkommando okłamywali tych, którzy zmierzali do komory gazowej. To oni ich uspokajali. To oni ich ponaglali. To oni wpychali ich do komór. To oni ryglowali drzwi. To oni później usuwali ciała i zacierali ślady.

Jak to się stało, że niektórzy członkowie Sonderkommando zostali przy życiu? Udało im się! Armia Czerwona zbliżała się szybciej, niż przypuszczano i to ich uratowało. Niemcy zaczęli w popłochu i chaosie ewakuować obóz i to była dla nich szansa, aby wtopić się w tłum innych więźniów i razem z nimi opuścić obóz. Ale to nie koniec ich męczarni, ponieważ to oznaczało, że przed nimi długa droga – droga śmierci. A celem tego marszu jest kolejny obóz koncentracyjny. Jednak członkowie Sonderkommando tym razem byli w nieco lepszej sytuacji, co wzbudzało pewne podejrzenia wśród strażników. Dlaczego? Ano dlatego, że byli o wiele lepiej ubrani, niż pozostali więźniowie. Mieli dostęp do ubrań po ofiarach, stąd mogli mieć na sobie nawet kilka warstw odzieży. Wyglądali dość … zdrowo. Tak, członkowie Sonderkommando, mimo tego, że byli więźniami obozu koncentracyjnego nie cierpieli głodu. Niepisana umowa była taka, że całą żywność, którą pozostawili w rozbieralni ludzie idący na śmierć mogą zabrać ze sobą. Oprócz tego dostawali standardowe obozowe racje żywnościowe. Czasem te racje obozowe były jedynym źródłem ich pożywienia, ale bywały i takie okresy, w których przychodził transport za transportem, a wtedy na brak żywności nie mogli narzekać. Co nie zmienia faktu, że nadal byli więźniami i nic, nawet praca w Sonderkommando nie chroniła ich przed sadyzmem SS-manów. Byli tak samo bici, poniżani, upokarzani.

Byli w piekle. Przeżyli to piekło. I opowiedzieli o tym światu…

Komentarze

  1. Z pewnością - jak mnie już znasz trochę - Monika Olga - sięgnę , sięgnę po tę pozycję. Wiem, jest wstrząsająca. Chyba jednak muszę znaleźć odpowiedni moment. Teraz biblioteczne. i e - booki. w dzień czytam papierowe, w nocy elektroniczne. I moją rodzinę dotknęła II Wojna Światowa. Ze strony Mamy partyzantka, jedna osoba w Dachau cztery lata, Dziadek Świętej Pamięci - a ojciec mej Mamy - długo na robotach przymusowych. Ponoć jest jedenaste przykazanie : Nie zapominaj ( ale w domyśle: spróbuj wybaczyć). Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego trzeba po takie świadectwa sięgać co jakiś czas, aby nie zapomnieć! Dziękuję za Twój komentarz :)

      Usuń
  2. Po zajęciach z literatury tamtego czasu na studiach potrzebuję długiego odpoczynku od tej tematyki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie, potworne... doceniam takie książki, ale nie wiem, czy chce je czytać. Już się naczytałam takich wspomnień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też przeczytałam sporo obozowej literatury, ale co jakiś czas do niej wracam.

      Usuń
  4. Myślę, że przeczytam tę książkę, chociaż pewnie i dla mnie będzie wstrząsająca.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam kilka książek tego typu

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)