Przejdź do głównej zawartości

Lejtmotyw 6

Tym razem tematem przewodnim jest malarstwo i malarze, portrety i historie związane z konkretnymi obrazami (i te prawdziwe, i te wymyślone)...


Paolo Sorrentino, Nieistotne wizerunki

Maestria. Nic dodać, nic ująć. Nieistotne wizerunki to efekt współpracy Paolo Sorrentino i Jacopa Benassi. Reżyser i pisarz oraz fotograf. Pomysł przedni. Jacopo Benassi stworzył czarno-białe portrety przypadkowych osób, a Paolo Sorrentino dopisał do nich życiorysy. Różnorodność. To kolejne słowo w pełni oddające istotę tej publikacji. Portrety, a co za tym idzie i historie, przedstawione w tej niewielkiej książce to przekrój całego włoskiego społeczeństwa. Tu nie ma nudy. Każdy jest inny. Każdy ma swoje sekrety, ukryte pragnienia, niespełnione marzenia. Każdy ma swoją tajemnicę. Każdy ma swoje gorsze i lepsze dni. Ot, życie.

Sorrentino w charakterystyczny dla siebie sposób przedstawia czytelnikom poszczególne sylwetki. Nie będę wymieniać wszystkich. Wspomnę tylko o miliarderce, która wiedziała kiedy zakołysać biodrami, co przynosiło oczekiwany efekt … do czasu. To Elsina. Inżynier elektryk niby pogodny, a skrywający w sobie mrok. To Roberto. Rozczarowana życiem farmaceutka. To Ada. Romantyczny śpiewak z piano baru, którego życie w pewnym momencie kręciło się wokół niepełnosprawnego syna. To Peppino. Ukrywający się przywódca klanu Varriale. To Salvatore. Kobieta-naukowiec. Kobieta-uwodzicielka. To Enza. Aktorka teatralna. To Antonella. Niepoprawny optymista. Człowiek, który poprzez swój entuzjazm może wykończyć drugiego człowieka. To Aristide. Żona portiera. Postrach wszystkich lokatorów. To Donna. Niby leń i nieudacznik, a karierę polityczną zrobił. To Arcadio.

Niezależnie od tego, o kim mówi Sorrentino robi to z niezwykłą lekkością, polotem, fantazją. Zdania są proste i krótkie, ale zarazem uderzające swoją wytwornością. Tu mniej znaczy więcej. Nie trzeba pisać elaboratu, aby sportretować człowieka. Sorrentino przywołuje kluczowe fakty z życia poszczególnego bohatera, by nieoczekiwanie dodać o nim coś pozornie absurdalnego i nieistotnego. Ale tylko pozornie. Bo te nieistotne szczegóły składają się na życie człowieka. Te nieistotne wizerunki to ludzie żyjący obok nas…

Muszę jeszcze napisać o samym wydaniu tej książki. Jest piękne, bo tu zachwyca nie tylko treść, ale i forma. Wszystko ze sobą idealnie współgra.



Ildefonso Falcones, Malarz dusz

Ildefonso Falcones przenosi nas do Barcelony. Barcelony Gaudiego. Barcelony pobożnych i dobrze sytuowanych przemysłowców. Barcelony pełnej kleryków. Barcelony pełnej przepychu. Barcelony pełnej słońca. Ale nie dla wszystkich to słońce świeciło tak samo. Bo Barcelona pełna była też nędzarzy w przeróżnym wieku. Barcelona pełna była także wyzyskiwanych i wyniszczonych biedą robotników, którzy coraz częściej wychodzili na ulice. Ale po ulicach Barcelony krążyli też anarchiści nawołujący do walki. Walkę podejmowali także socjaliści i republikanie. W mieście aż kipiało i tylko kwestią czasu było, gdy w końcu coś wybuchnie. I stało się!

La Setmana Tragica! Tragiczny Tydzień!

Ale zanim do niego doszło autor skrupulatnie maluje słowami genezę tego barcelońskiego powstania.

Dalmau. To główny bohater. Poznał smak życia po każdej stronie barykady. Pochodził z bardzo ubogiej rodziny. Rodziny, z którą nikt się nie liczył. Dlaczego? To anarchiści! Jego ojciec to zbrodniarz i zamachowiec. I został odpowiednio ukarany. Wtedy, tuż po śmierci ojca, nikt nie wyciągnął do nich pomocnej ręki. Nie licząc oczywiście rodzin pozostałych anarchistów. Nie mogli liczyć na żadne zapomogi, na żadne wsparcie. Raptem jego matka została sama z trójką dzieci. Musiała sama utrzymać i siebie, i swoje pociechy. A zajmowała się najmniej opłacanym zawodem! Pracowała po czternaście godzin na dobę! Praca wypełniała cały jej czas, a i tak żyli w bardzo trudnych warunkach. Jego starszy brat poszedł w ślady ojca. Zdeklarowany anarchista. Jego młodsza siostra również walczyła. Walczyła o to, o co walczyli wszyscy robotnicy. O skrócenie czasu pracy. O godne wynagrodzenie. O dostęp do edukacji. O zakaz obowiązku pracy dzieci. O sprawiedliwość społeczną. Była taka młoda! Gotowa do walki na śmierć i życie. Tak bardzo wierzyła w tę walkę! W jej powodzenie. I Dalmau. Zawsze gdzieś po środku. Artysta. Malarz. Z wielkim talentem. Bo niezaprzeczalnie trzeba mieć wielki talent, aby malując portrety malować nie twarz, nie oczy, nie usta a duszę człowieka…

Można powiedzieć, że los się do niego uśmiechnął. Jego talent dostrzegł mistrz don Manuel Bello. To on zadbał o jego edukację. To on wykupił go od służby wojskowej. To on dał mu pracę, a tym samym dobre źródło utrzymania w swojej fabryce. To on zachęcał go do malowania. To on zorganizował jego wystawę. To on wprowadził go w środowisko artystyczne. To on wprowadził go do świata, który przez innymi był zamknięty. Ale… Dzieliła ich przepaść, która była nie do pokonania. I nie chodzi tu tylko o diametralnie różny status materialny, ale światopoglądowy. Dalmau czerpał pełnymi garściami. Do czasu… Któż mógł przypuszczać, że jego obecny mentor stanie się jego największym wrogiem.

Przyszedł taki moment w życiu Dalmau, że stracił wszystko. Zatracił się. Stał się kolejnym nędzarzem, który nie ma nic, który nie żyje a wegetuje. Narkoman i alkoholik. Tyle zostało z dobrze zapowiadającego się artysty. Los jednak dał mu drugą szansę i tej szansy nie zmarnował!

Emma. To główna bohaterka. Córka anarchistów. Sierota. Jej życie biegło względnie spokojnym rytmem. Mimo wszystko miała wiele. Miała gdzie mieszkać, choć warunki były surowe. Miała rodzinę, która po śmierci rodziców przyjęła ją pod swój dach. Miała dość dobrą pracę. Miała miłość. Miała przyjaciół. Tak, jej życie było wypełnione rutyną, ale na jej twarzy gościł uśmiech. Do czasu, gdy jej życie zostało wywrócone do góry nogami. Ale Emma była silną kobietą. I (niestety) była też kobietą piękną. A to w jej sytuacji było raczej udręczeniem. Jej postać ma o wiele bardziej wartościowe przesłanie. Kreśląc jej losy Falcones uświadamia, jak tragiczne było położenie samotnej kobiety w ówczesnym świecie. I nie chodzi tylko o to, że za równie ciężką pracę otrzymywała naprawdę niewielkie pieniądze. Młoda, piękna, a do tego samotna kobieta bardzo często była wykorzystywana przez mężczyzn. Była molestowana i gwałcona i przez pracodawców, i przez pospolitych przestępców. Układ w pracy często był prosty i jasny – chcesz zachować tę pracę musisz płacić za nią swoim ciałem. I Emma doświadczyła tego na własnej skórze. A najgorsze było to, że bardzo często była traktowana dokładnie tak samo przez swoich towarzyszy broni. Razem skandowali hasła. Razem nawoływali do walki. Razem uczestniczyli w demonstracjach. Razem strajkowali. Razem walczyli na barykadzie. A i tak zawsze była tylko obiektem seksualnym. Emma była zmuszona podejmować tragiczne decyzje. Decyzje, które okaleczyły i jej ciało, i jej psychikę na zawsze.

Dalmau i Emma. Droga tych dwojga była długa, kręta i wyboista.

„Malarz dusz” to powieść napisana z rozmachem. Powieść piękna, wzruszająca, wzbudzająca emocje. Powieść dająca nadzieję. Powieść ucząca pokory. To powieść, gdzie piękno przeplata się z brzydotą, bogactwo z nędzą, miłość z nienawiścią, szczęście z bólem. To powieść mówiąca o tym, że nic nie jest nam dane raz na zawsze. Że trzeba walczyć, trzeba podejmować działanie, trzeba myśleć o przyszłości i nie poddawać się. To powieść pełna kontrastów. Ale to też powieść przestroga. Przestroga przed radykalizmem. Bo nigdy nic nie jest albo czarne, albo białe…



Luis Montero Manglano, Muzeum luster

Malarstwo. Ikonografia. Symbole. Muzeum Prado. Inkwizycja. Kopiści. Zabójstwa. Sekrety i tajemnice. Tak Luis Montero Manglano stworzył trzymający w napięciu thriller. Jest tu wszystko, co lubię. Jest sztuka. Jest zagadka. Jest strach. Jest Hiszpania. Są symbole. I wszystko układa się w logiczną całość. Tak, to piekielnie dobrze napisana historia z piekielnie dobrze skrojonymi bohaterami. Judith. Guillermo. Alvaro. Wybrańcy.

Judith to artystka. Malarka. Ciągle czekająca na przełomowy moment w swoim życiu. Czasem głodująca. Czasem popadająca w alkoholizm. Jeśli tak dalej pójdzie marnie rysuje się jej przyszłość. Aż tu nagle szczęście się do niej uśmiechnęło. Zakwalifikowała się do Międzynarodowego Konkursu Kopistycznego w Muzeum Prado. Konkurencja spora, ale dla niej to i tak jak złapanie Pana Boga za nogi. W końcu jest jakiś przełom. W końcu nadarzyła się okazja. Judith jeszcze nie wie, co tak naprawdę ją czeka w murach tego mrocznego gmachu…

Guillermo to młody człowiek znający się na symbolach jak mało kto! Guillermo to człowiek zagadka. Nie tylko dla tych, z którymi się spotyka. Jest zagadką nawet dla samego siebie. Człowiek bez przeszłości. Człowiek zawsze pojawiający się tam, gdzie dzieje się coś dziwnego. Pozornie nieszkodliwy szaleniec. Czyżby? Skrawki jego przeszłości wyszarpywane z wielkim trudem zdają się mówić coś innego. Póki co jest bardzo zdeterminowany, aby rozwikłać zagadkę tego przeklętego muzeum…

Alvaro to młody dziennikarz próbujący swych sił w reportażu. Na pierwszy rzut oka bezczelny, hardy i pewny siebie typek. Raczej nie wzbudzający sympatii. Biega jak szalony za tematem, który pomoże mu wybić się w świecie mediów. Tak, ma ambicję. Ambicję zostać sławnym i rozchwytywanym dziennikarzem. Póki co zabrał się za dziennikarskie śledztwo mające na celu wyjaśnić, co u licha dzieje się w cholernym Prado. Postanawia wykorzystać wszystkie możliwe kanały. Ma szczęście. Ma Judith. Judith, która bardzo potrzebuje pieniędzy…

Czy uda im się rozwikłać tę tajemnicę? Czy zdążą na czas? Ile jeszcze osób zginie? Kogo ocalą? Czy wyjdą z tego bez szwanku? I co z tym wszystkim ma wspólnego opera Messardone?

Luis Montero Manglano w swoim czasie odkryje wszystkie karty. Ale zanim to zrobi zadba o to, aby emocji nam nie brakowało. „Muzeum luster” to nie tylko intrygująca historia. To wiele ciekawostek z historii sztuki i ikonografii. To przybliżenie wielkich dzieł sztuki malarskiej. Pojawiają się znane nazwiska. Bosch, Bruegel, de Ribera, Steenwijck, van Rijn, de Velazquez, de Goya… Jest też mało pocieszająca konkluzja. Władza. Wielkie pieniądze. Wysokie stanowiska. To one jak zawsze rządzą światem i to one skłonne są do wielkich okrucieństw. Okrucieństw, które często uchodzą płazem.



Jeffrey Archer, Nic bez ryzyka

William Warwick... młody, wykształcony, pochodzący z dobrze sytuowanej rodziny, a do tego … niepokorny. Nie zamierzał podążać ścieżką wytyczoną przez ojca, choć zdawał sobie sprawę, że wiele drzwi stałoby wtedy przed nim otworem. Błyskotliwa kariera, ogromne pieniądze, prestiż i uznanie. Wystarczyło jedynie obronić dyplom z prawa i pracować w kancelarii ojca. Nie! Nie tego chciał Wiliam. Miał własny plan na życie, który konsekwentnie realizował (całe szczęście mógł liczyć na przychylność matki). Chciał dojść do wszystkiego sam. Nie chciał żadnych przywilejów. Chciał być policjantem…

Ale zanim zasilił policyjne szeregi miał ten komfort, że mógł studiować to, co przynosiło mu przeolbrzymią radość i dawało równie wielką satysfakcję! Czyż mógł wtedy przypuszczać jak bardzo wiedza zdobyta na studiach przyda mu się w późniejszej pracy? Bo co może łączyć historię sztuki z pracą detektywa? Ano może! I to bardzo…

Wiliam nie mógł trafić lepiej. Scotland Yard i zrabowane dzieła sztuki, a pierwsze poważne śledztwo, w którym uczestniczy dotyczy Rembrandta…

Czyż nie tego chciał? Mógł realizować swoje marzenia pracując jako detektyw, a jednocześnie był blisko sztuki. A na dodatek… poznał piękną Beth – kobietę idealną, choć bez zamieszania się nie obyło. Jaką tajemnicę skrywała? Dlaczego tak bardzo interesowała się postępami w śledztwach przez niego prowadzonych? Cóż to była za tajemnicza koleżanka, którą musiała tak regularnie odwiedzać i żadnych odwiedzin nie była w stanie przełożyć? Czy ten związek ma przed sobą przyszłość?

„Nic bez ryzyka” to pierwszy tom nowego cyklu Jeffreya Archera. Jest tu wszystko. Intrygi, tajemnice, ryzyko, nieoczekiwane zwroty akcji. Jest walka dobra ze złem. Jest walka o sprawiedliwość. Jest walka o wielkie pieniądze. Są spektakularne sukcesy i … równie spektakularne porażki. Są dylematy. Są emocje. A wszystko napisane … elegancko.

Jeffrey Archer udowodnił, że można napisać ciekawy i wciągający kryminał bez zbędnych wulgaryzmów, bez zbędnej brutalności, za to z dobrze skrojoną intrygą, z wyrazistymi bohaterami, z kilkoma równie ciekawymi wątkami.



Jeffrey Archer, Ukryte na widoku

Życie William’a Warwick’a nieco się zmieniło, choć temperament pozostał mu taki sam. Teraz to detektyw pełną gębą, a nie początkujący konstabl jak poprzednio („Nic bez ryzyka”).

Sytuacja życiowa William’a też uległa zmianie. Beth już jest nie tylko dziewczyną, a narzeczoną i przygotowania do ślubu idą pełną parą. Tak, ten dzień jest coraz bliżej. I choć Beth ma nieco wątpliwości… Nie nie… Co do tego, że kocha William’a jest pewna w 100%. Jej głowę zaprzątają inne myśli… Czy będzie dobrą żoną dla detektywa? Czy starczy jej cierpliwości i spokoju, kiedy będzie czekać na niego po nocach? Czy starczy jej cierpliwości i spokoju, gdy będzie spóźniał się bez uprzedzenia, bo służba mu się przedłużyła, bo w drodze do domu wezwano go na miejsce zdarzenia, bo… Powodów może być tysiące… Czy opanuje się i nie będzie nieustannie zadawać mu pytań, na które i tak nie będzie mógł udzielić odpowiedzi? Czy będzie w stanie zaakceptować to, że w wielu ważnych sytuacjach będzie sama? Czy nie będzie jej przeszkadzać to, gdy William po telefonie od swojego szefa rzuci wszystko i wszystkich i popędzi wypełniać swoje zadania?

Małą próbkę tego, jak będzie wyglądać jej życie u boku William’a miała okazję już zobaczyć na własnym ślubie…

Głowę William’a natomiast wypełniały zupełnie inne myśli. Skupiony był przede wszystkim na pracy. Miał dwa poważne zadania. Przyskrzynić na dobre Faulknera i rozpracować Rashidi’ego. W jednym i w drugim przypadku musi wszystko rozegrać tak, by przyłapać ich na gorącym uczynku. Tylko wtedy aresztowanie będzie miało sens, a sąd nie powinien mieć wątpliwości, jaki wyrok wydać. To dwie ważne operacje. Dwie trudne operacje, które należy przygotować w najdrobniejszych szczegółach. O jakimkolwiek błędzie nie może być mowy…

I tym razem autor poruszył kilka ważnych wątków snując opowieść o William’ie Warwick’u.

Służba. Służba społeczeństwu. Taką służbę pełni między innymi policja, niezależnie od wydziału, ale… Ale trudno ignorować fakt, że są wydziały, w których jedni policjanci są bardziej narażeni, niż inni. A ich zarobki są równie niskie… Kwestia zarobków policjantów przewija się niejednokrotnie. Powiem tak, nie zachęcają. Dlatego tak łatwo o skorumpowanego policjanta…

Być w porządku wobec siebie i własnych zasad czy przymknąć na to oko i dalej grać w grę, w którą grają pozostali koledzy? Oto dylemat William’a. Dylemat, którego wolałby nie rozstrzygać. Ale… wydarzyło się. William nie potrafi wymazać tego z pamięci i jest gotowy na zdecydowanie i ostateczne kroki.

Dyskryminacja. Dyskryminacja ze względu na płeć i ze względu na kolor skóry. Temat aktualny do dziś…

Manipulacja. Słowo to potężna broń. A gdy ktoś potrafi doskonale się nim posługiwać jest w stanie wmówić innym, że białe to czarne, a czarne to białe. I co niektórzy uwierzą…

Pycha. Zgubiła niejednego. Nie było inaczej i z Faulknerem. Zgubiła go pycha, zbytnia pewność siebie i niedbałość o szczegóły. Choć nie w każdym przypadku. Czasem potrafił zaplanować wszystko idealnie i wtedy… nie ma mowy o porażce.


Carla Montero, Szmaragdowa tablica

Literatura hiszpańska ma w sobie coś takiego, co mnie przyciąga. Uwielbiam się w niej zaczytywać, choć tym razem zasłuchałam się…

Zasłuchałam się w opowieść, której bohaterami są Ana, Konrad i Alain, Sarah, Jacob i Georg oraz słynny „Astrolog” będący dziełem Giorgioniego. Dziełem niezwykłym, tajemniczym, magicznym, posiadającym nadzwyczajną moc… Dziełem, którego istnienie często poddawano w wątpliwość. Dziełem, którego strzegła pewna rodzina od pokoleń. Dziełem, którego bez opamiętania szukał Himmler. Dziełem, które połączy przeszłość z teraźniejszością. Dziełem, które zmieni życie co niektórych bohaterów o całe sto osiemdziesiąt stopni.

Ana. To ona ma odnaleźć zaginionego w czasie wojny „Astrologa”. Za namową Konrada opuszcza na kilka miesięcy Hiszpanię i stara się zadowolić swojego zleceniodawcę. Wszak to on zapewnia jej komfortowe warunki pobytu w Paryżu. To on za wszystko płaci. To on motywuje ją do dalszego działania, gdy zniechęca się pierwszymi niepowodzeniami. To on niecierpliwi się, gdy sprawy idą zbyt wolno. Taki jest on, Konrad. Choć Ana nigdy nie doczekała się od niego wyznania miłości zależało jej na nim. I była przekonana, że Konradowi też na niej zależy. Tak bardzo zmieniło się jej życie, odkąd Konrad się pojawił. Pod względem materialnym na pewno na lepsze. Pod względem prestiżu zdecydowanie też. Ale… poszukiwania „Astrologa” powoli kruszyły tę idealną powłoczkę, w którą Ana przyoblekła Konrada. I choć do końca nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo Konrad jest z nią nieszczery, dużo czasu zajęło jej, aby przejrzeć na oczy. Pierwsze rysy na szkle zaczęły być zauważalne, gdy Ana zaczęła spędzać czas z Alain’em. Więcej i więcej czasu … Gdy Ana zobaczyła tę przepaść dzielącą Konrada i Alain’a. Gdy Ana uzmysłowiła sobie z kim jest jej po prostu przyjemniej, milej, normalniej... tak zwyczajnie i naturalnie.

Sarah. Młoda Żydówka, której życie skończyło się wraz z wybuchem wojny i wkroczeniem wojsk niemieckich. Jej dotychczasowe życie legło w gruzach. Nie była już pełnowartościowym człowiekiem. Teraz była Żydówką. Nie mieszkała już w pięknym domu. Teraz pomieszkiwała gdziekolwiek, a z czasem wynajęty przez nią matulki pokój nad księgarnią, w której pracowała był szczytem luksusu. Wszystko tak bardzo się zmieniło. W starym życiu nigdy by nie przypuszczała, że cokolwiek połączy ją z Jacobem. W starym życiu godzinami rozprawiałaby o sztuce z Georg’em. W starym życiu Georg był zupełnie innym człowiekiem. A teraz? A teraz w mundurze SS polował na „Astrologa”. Polował na nią. Polował na Jacoba. A jednak było coś innego w tym, jak z nią rozmawiał… Jak na nią patrzył… Jak ją chronił… Narażał się bardzo. Wystarczył jeden donos, a zaprzepaściłby życie swoje i jej. A jednak nie potrafił o niej zapomnieć. A jednak pragnął jej nie zważając na nic. A jednak podjął to ryzyko i był gotów na wiele, by tylko być z nią. Czy ta zakazana miłość w końcu będzie miłością spełnioną? Czy uda im się opuścić Paryż i zacząć wspólne życie gdzieś daleko? Przeszkód było wiele. Nie tylko wojna. Nie tylko przynależność Georga do SS. Nie tylko pochodzenie Sahry. Nie tylko fakt, że Georg miał już żonę i rodzinę. Nie tylko depczące im po piętach Gestapo. Tych przeszkód było znacznie więcej. Czy będą w stanie je pokonać? Czy miłość (prawdziwa miłość) zwycięży mimo wszystko?

Jak połączą się obie historie? Jak „Astrolog” połączy los Anny i Sahry? Jak „Astrolog” połączy los Alain’a i Konrada z losem Jacoba i Georga? O tym w doskonały sposób opowie nam Carla Montero. O tym wyśmienicie przeczyta nam Joanna Jeżewska.


Angelika Kuźniak, Stryjeńska. Diabli nadali

Zocha. Artystka. Jej talent był niepodważalny. Zasługujący na podziw jest też fakt, że Stryjeńska była plastyczką nie bojącą się różnorodnych form. Malowała obrazy, polichromie, przygotowywała scenografie, zajmowała się sztuką użytkową, ilustrowała książki… We wszystkim była dobra. We wszystkim była doceniana. Za wszystko była solidnie wynagradzana. Do czasu… Pierwsze duże pieniądze zarobiła dość szybko. Niestety nie potrafiła ich przy sobie utrzymać. Całe swoje dorosłe życie borykała się z problemami finansowymi. Długi, długi i jeszcze raz długi. Tonęła w nich. Czasem miała nóż na gardle i podejmowała się zleceń sprzedając swoje obrazy za bezcen. Wierzyciele nie mieli litości. Nędza. Tak, otarła się o nędzę. A wszystko praktycznie na własne życzenie. Oszczędzanie?! Nie dla niej! Później miała tego żałować…

Zocha. Żona. Niestety jej związki do udanych nie należały. Pierwsze małżeństwo i klapa. Drugie małżeństwo i klapa. Niezależnie od tego, czy wychodziła za mąż z wielkiej miłości czy nie, kończyło się tak samo. Karol Stryjeński. Pierwszy mąż Zochy. Też artysta… Karol był jej wielką miłością. Szalała za nim! Dlaczego? Dlaczego ich wspólne życie potoczyło się po tak niewłaściwych torach? Czy winą można obarczać jedynie charakter Zochy i jej … emocjonalne wahania? Te wahania były na tyle silne, że Zocha była osobą wręcz nieobliczalną! Do tego stopnia, że Karol dwa razy zamknął ją w szpitalu psychiatrycznym! Zocha winę we wszystkim upatrywała w fakcie, że Stryjeński chciał widzieć w niej jedynie artystkę, a nie kobietę… swoją kobietę. Mimo wszystko miłości do Karola nie wyrzekła się nigdy.

Zocha. Matka. Niestety, matką była fatalną. Strasznie było mi żal jej córki, Magdy. Odrzucona, niekochana (mimo późniejszych zapewnień Stryjeńskiej, że kocha swoją córkę bardzo), wychowywana przez babki i ciotkę. A wszystko dlatego, że nie urodziła się chłopcem. Bo to na syna Zocha czekała. Gdy urodziła się Magda, Stryjeńska za nic w świecie nie potrafiła wykrzesać z siebie choćby odrobiny matczynej miłości. A później… urodziła bliźniaków. Są! Wymarzeni chłopcy. Dziedzice! Ale i ich narodziny nie uratowały rodziny Stryjeńskich przed rozpadem. Z uwagi na swoje kłopoty ze zdrowiem psychicznym i permanentnym brakiem odpowiednich warunków mieszkaniowych i środków na utrzymanie dzieci Stryjeńskiej zostały odebrane. Po jakimś czasie była ogarnięta wręcz obsesyjnie myślą, aby sprowadzić do siebie swoje dzieci i po prostu z nimi być…

Wojna. Skończyły się szalone lata wolności, twórczości, spotkań bohemy artystycznej. Przyszła wojna, a wraz z nią długa i okropna okupacja. Teraz Stryjeńska myśli jedynie o przetrwaniu. A przetrwanie upatruje w ucieczce do Szwajcarii. Chciałaby wyjechać ona, chciałaby zabrać ze sobą swoje dzieci, chciałaby zabrać ze sobą swoją matkę, którą się opiekowała…

A po wojnie… Myśl o opuszczeniu Polski cały czas kołacze się po jej głowie. I zaczyna kolejną swoją podróż. Kolejną i kolejną…

Zocha. Człowiek. Była człowiekiem pogubionym. Była człowiekiem pragnącym kochać i być kochaną. Nie wyszło… Była człowiekiem ciągle poszukującym swojego miejsca na świecie. A wszędzie dokąd zmierzała zabierała ze sobą cały swój dobytek popakowany w walizki. Walizki oddawane do przechowalni w hotelach, na dworcach… To było dla niej najważniejsze. Była człowiekiem rozgoryczonym. Była człowiekiem popadającym w depresję. Była człowiekiem borykającym się wciąż i wciąż z tymi samy problemami. Forsa! Zawsze jej brakowało. Była człowiekiem niespokojnym. Była człowiekiem niezrozumianym…



Zygmunt Miłoszewski, Bezcenny

Zofia Lorentz, Karol Boznański, Anatol Gmitruk, Lisa Tolgfors.

Historyk sztuki pracujący w Ministerstwie Spraw Zagranicznych ds. rewindykacji dóbr kultury. To Zofia Lorentz. Idealistka. Walcząca o to, aby wszystkie skradzione nam podczas wojny dzieła sztuki wracały do nas drogą legalną. Nie godzi się na to, aby je teraz wykupywać. To przecież nasza własność! A jeżeli już mają iść na to nasze państwowe pieniądze to jedynie na dobrych prawników. I mówi o tym głośno. W swoich poglądach jest bezkompromisowa. Cóż… przez większość (w tym czołowych polityków) pozostaje niezrozumiana.

Historyk sztuki. Marszand. To Karol Boznanński. W przeciwieństwie do Zofii Lorentz nie widzi nic złego w tym, aby za dzieła sztuki płacić. Nawet jeżeli te dzieła należały kiedyś do państwa polskiego. Teraz jest teraz. Teraz te dzieła sztuki mają innych właścicieli i należy z nimi po prostu handlować. Cynizm i wyrachowanie Karola nie mają granic. Każda rozmowa Karola i Zofii kończy się kłótnią. Zawsze dochodzi do starcia na słowa, na argumenty, na racje. Ale nie tylko w kwestii sztuki.

Przedwcześnie emerytowany oficer służb specjalnych. Anatol Gmitruk. Cóż ma wspólnego ze sztuką? Niewiele. Ale on ma inne zadanie. Ma koordynować i … pilnować. Bo kolejną osobą z ich dziwacznego zespołu jest kryminalistka. To Lisa Tolgfors, która aktualnie odsiaduje wyrok w grudziądzkim więzieniu, ale której przyznano krótki urlop…

I on. "Portret Młodzieńca" Rafaela Santi. To główny bohater. To jego swego czasu kupił Adam Czartoryski na polecenie swojej matki, Izabeli Czartoryskiej. To on najpierw cieszył oczy w Puławach, później w Sieniawie, a później w paryskim Hotelu Lambert. Później wrócił do Krakowa. Nie na długo… To on został skradziony podczas wojny. To jego nigdy nie odnaleziono. To na niego czeka pusta rama w Muzeum Czartoryskich w Krakowie. To jego mają szansę teraz przywieźć z powrotem do nadwiślańskiego kraju. To on jest bezcenny.

Ale sprawa wcale nie jest taka prosta, bo Młodzieniec okazał się jedynie wabikiem. Komu na tym zależało? Na kim z tej czwórki tak naprawdę im zależało? I dlaczego?

To świetna powieść sensacyjna, w której dużo się dzieje. Ale to nie tylko spektakularne kradzieże, pościgi, ucieczki, polowania na ludzi, kłamstwa, manipulacje, strzelanina. To wszystko nadaje tempo akcji. Ale to też wartościowa sensacja, której tematem przewodnim jest równie sensacyjna i spektakularna grabież Polski. I straty. Straty nie tylko materialne. Bo grabieży uległo nasze dziedzictwo narodowe.

Znajdziemy tu szereg odniesień i do historii, i do aktualnej sytuacji politycznej. To powieść warta uwagi.



Janet Fitch, Pomaluj to na czarno

Josie Tyrell i Michael Faraday. Żanna i Błażej. Rzeczywistość i wymyślony świat dwojga młodych zagubionych ludzi.

Josie, dziewczyna, która wyrwała się z małego miasteczka z patologicznej rodziny. Chciała żyć zupełnie inaczej. Chciała w życiu coś osiągnąć. Chciała być inna od reszty Tyrellów. Czuła wielką potrzebę, by być częścią jakieś społeczności totalnie innej niż ta, w której dorastała. Swoje samodzielne życie związała z subkulturą punkową. Na utrzymanie zarabiała pozując artystom. Miała w sobie wiele wrażliwości i być może trochę talentu. Była angażowana do filmów studenckich. Aspirowała do środowiska artystycznego, w którym mogłaby coś znaczyć, w którym mogłaby wyrazić swoje emocje.

W takim właśnie środowisku dorastał Michael, syn utalentowanej pianistki i znanego pisarza. Ale Michael właśnie z tego świata chciał uciec i spotkanie Josie bardzo mu w tym pomogło. Zaczęło się ich wspólne życie. Życie niebanalne i wyjątkowe. Stworzyli wokół siebie swój własny świat, w którym tylko oni potrafili się odnaleźć.

Dla Josie to był czas ponadprzeciętny pozwalający uciec jej od nijakości, w której przyszło jej dorastać. Jaki to był czas dla Michael’a? Wydawać by się mogło, że dla niego to był czas totalnej wolności i swobody. Czas bardzo owocny pod względem odnalezienia i rozwoju swojego malarskiego talentu. Wszystko jednak ma swój kres. Tak samo nadszedł koniec ich nietuzinkowo przeżywanego, błogiego, wpólnego czasu. Depresja Michael’a, który tworzy coraz mroczniejsze obrazy, odtrącenie przez ukochanego i problemy dnia codziennego, którym Josie musiała sama stawiać czoła. W końcu samobójstwo Mechael’a.

Josie przeżywa wstrząs za wstrząsem. Jej życie rozpryskuje się na tysiące kawałków. Wszystko co ją otaczało, wszystko w co wierzyła pęka jak bańka mydlana. Znacznie później dotrze do niej, że ich związek był iluzją.

Dlatego człowiek nie powinien się do niczego przyzwyczajać, bo pewnego dnia po przebudzeniu może spostrzec, że nie ma już tego, do czego przywykł.

Żanna i Błażej okazują się kłamstwem. Miłość Michael’a okazuje się kłamstwem. Michael okazuje się kłamstwem. Stajemy się obserwatorami jak Josie pogrąża się w depresji. Nieustannie zadaje sobie pytanie dlaczego to zrobił? Dlaczego zostawił ją samą? Dlaczego go straciła? Co zrobiła nie tak? Ból po stracie ukochanego, wątpliwości, szukanie odpowiedzi na pytania o przyczynę, zatracanie się w rozpaczy …

Po tym wszystkim następuje moment odkrywania prawdy o Michael’u krok po kroku. Do Josie dociera niewygodna prawda. Michael ani przez chwilę nie był z nią szczery. W wielu kwestiach okłamywał ją. Udawał kogoś, kim w rzeczywistości nie był. A później zostawił ją samą z poczuciem winy.

W pewnym momencie w powieści pojawia się trzeci główny bohater, Meredith, matka Michael’a. Zaczyna się rywalizacja dwóch kobiet o pamięć po nim, o prawo do rzeczy, które po nim zostały. Zaczyna się wzajemne obwinianie się, która z nich doprowadziła go do samobójstwa. Z czasem obie zaczynają rozumieć, że tak naprawdę nie znały Michael’a. Czują, że są sobie nawzajem potrzebne, gdyż każda z nich znała inne oblicze mężczyzny, którego kochały.

Nikt nie zna prywatnego świata drugiego człowieka, nawet najbliższego. I w ostatecznym rozrachunku każdy jest samotny, każdy jest jak skazaniec w celi śmierci. Czasami komuś uda się w lusterku złowić twarz innego skazańca, i to wszystko.

Janet Fitch w swojej książce pokazuje, jak Josie zmierzała się ze swoim bólem, jak próbowała wyrwać się z otępienia i przygnębienia. Jak udało jej się to dopiero wtedy, kiedy dotarła do miejsca, w którym zakończyło się życie człowieka, którego kochała, a o którym najwięcej dowiedziała się dopiero po jego śmierci.



Komentarze

  1. Wszystkie części wpisu ciekawe :) Ostatni zwrócił moją uwagę Monika Olga :) Serdecznie pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy wpis. Kilka książek stąd mam w planach. O dwóch dowiedziałam się dopiero pierwszy raz.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne książki widzę, ale i krajobraz obłędnie wspaniały

    OdpowiedzUsuń
  4. O ciekawych książkach tutaj wspominasz, więc przyjrzę się im bliżej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Malarza dusz mam w planach przede wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajna seria wpisów. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu

Andrea Levy, Wysepka Powiedzieć, że to kapitalna powieść to jakby nic nie powiedzieć. Tu zachwyca wszystko! Styl autorki. Bohaterowie. Historia. A historia… niestety niezbyt chlubna . Jest miłość, i jest pogarda. Jest pogoń za marzeniami. Jest wojna, i jest pokój. Są złudzenia i brutalne ich zdarcie. Są równi i równiejsi. Ktoś powie: życie. Ja odpowiem: zgoda. Ale… ale po przeczytaniu ostatniej strony dominującym uczuciem było uczucie … wstydu . Queenie i Bernard. Hortense i Gilbert. Małżeństwa z rozsądku. Pierwsze zawarte w Anglii, a drugie na Jamajce. Ich drogi spotkały się w pewnym londyńskim domu. Autorka odkrywa przed nami wszystkie karty bardzo powoli. Robi to subtelnie i … jakby to powiedzieć… w stylu każdego z bohaterów, przez co jest jeszcze ciekawiej. Wszystko układa się w logiczną całość, a na końcu i tak zostajemy zmiażdżeni . Queenie i Bernard. Ona córka rzeźnika, on nudny pracownik w administracji bankowej. Cóż takiego miał w sobie, że ta piękna i pełna życia młoda kob

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)