Przejdź do głównej zawartości

Zawsze należy o tym pamiętać!

Małgorzata Czerwińska-Buczek, A u nas świeci słońce… Życiorys naznaczony okupacją i powstaniem


Słuchajmy! Słuchajmy świadków tych nieludzkich czasów! Póki jeszcze mamy możliwość... A nie ukrywajmy. Ten czas kurczy się nieubłaganie. Pani Marii już nie ma wśród nas, ale zdążyła jeszcze opowiedzieć swoją historię...

Takie wspomnienia są jednymi z lepszych lekcji z historii. Tu nie ma suchych faktów. Nie jesteśmy przytłoczeni datami czy liczbami. Tu jest historia drugiego człowieka, z krwi i kości. Człowieka, który przeżył piekło wojny i piekło okupacji. Człowieka, który podjął nierówną walkę...

Pani Maria Pajzderska z domu Czapska. To ona jest bohaterką tej publikacji. Urodziła się 2 grudnia 1924 w Pruszkowie, ale gdy miała roczek jej mama wróciła do Warszawy. Mimo tego, że Marysia wychowywała się bez ojca (jej rodzice rozwiedli się) dzieciństwo miała szczęśliwe. Rodzina matki dawała poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. To rodzina Zambrzyckich wpoiła jej zasady, które przyjęła za fundament. Uczciwość, lojalność, pracowitość, odwaga cywilna... Przyszedł czas... czas wojny i okupacji. Czas weryfikacji! Maria ten test z człowieczeństwa zdała na ocenę celującą!

Od wiosny 1942 roku zaangażowała się w działalność konspiracyjną. Zapewne pomógł jej w tym także fakt, że jej starsza siostra wraz z ich matką większość czasu spędzały w szpitalu w Tworkach, w którym były zatrudnione. A Marysia pozostała w Warszawie ... sama. Bez większego nadzoru, bez zbędnej kontroli, bez zbędnego narażania najbliższych. Nawet gdyby hitlerowcy urządziliby na nią obławę w jej mieszkaniu nie wpadłaby ani Danusia, ani jej mama. A Marysia? A Marysia przede wszystkim intensywnie szkoliła się do pracy sanitariuszki. Nie, to nie było szkolenie pobieżne, a gruntowne kilkumiesięczne szkolenie, w ramach którego odbywała także praktyki w szpitalu. Przez jakiś czas pracowała również jako łącznika. Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie powróciła do pracy sanitariuszki.

Kapitulacja! Marysia przyznała, że tak bardzo nie chciała dopuścić do swojej świadomości tego faktu, że absolutnie niczego nie pamięta... Nie pamięta co czuła, nie pamięta co myślała, gdy 2 października 1944 roku trzeba było złożyć broń. Wtedy Marysia miała już tylko jedno postanowienie: musi odnaleźć matkę i siostrę. Ale żeby to zrobić musi opuścić miasto jako cywil...

I tak zaczęła się jej tułaczka... A po wojnie, próbując ułożyć sobie to życie od nowa, postanowiła po raz kolejny opuścić Warszawę. Był rok 1946. Rok, w którym w Poznaniu rozpoczęła studia na Wydziale Architektury Szkoły Inżynierskiej. Los jednak bywa przewrotny. Gdy po ukończonych studiach otrzymała nakaz pracy okazało się, że jej drogi znowu prowadzą do Warszawy... Z nakazem pracy do warszawskiego Miastoprojektu przybył także jej kolega z wydziału, Andrzej Pajzderski, jej późniejszy mąż.

Warszawa - Poznań - Warszawa - Poznań. Marysia stała się dwumiastowcem, bo jej miastem była przedwojenna Warszawa i powojenny Poznań.

To nie jest obszerna publikacja. Czyta się ją błyskawicznie. Jest też sporo zdjęć, które zdecydowanie ją wzbogacają. To książka wartościowa, z której można wyciągnąć niejedną naukę dla siebie... Jeszcze niedawno napisałabym, że czytając takie książki będziemy bardziej doceniać czasy pokoju i dobrobytu, w których mniej lub bardziej beztrosko możemy sobie żyć. Niestety, wojna tuż za wschodnią granicą naszego kraju pewnie zmieniła już perspektywę myślenia niejednego z nas... 

Mimo wszystko doceniajmy to, że na naszą głowę nie spadają bomby, że nie żyjemy w okupowanym kraju, w którym jesteśmy wyzyskiwani i traktowani jedynie jako tania siła robocza, że możemy spokojnie wyjść na ulicę i nie bać się łapanek, że możemy się kształcić i rozwijać swoje pasje, że nie musimy mieć dylematu, czy się ujawniać czy nie... Bo wojna dla żołnierzy czy to AK, czy NOW nie skończyła się w maju 1945 roku... Zawsze należy o tym pamiętać!



Komentarze

  1. Bardzo wartościowa i ciekawa recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chwilowo czytam inną literaturę, co nie znaczy, że po książkę kiedyś nie sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapiszę sobie tytuł. Jeszcze mam urlop - od - blogowy, ale ta publikacja wydaje się być bardzo cenna. Pozdrawiam, wracam we wrześniu :-) .

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa propozycja, warta uwagi, zapisuję tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto czytac takie książki, by nigdy nie zapomnieć. Jak widać bowiem, historia lubi się powtarzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Historia nauczycielką życia..." Tylko jakoś wniosków nie chcemy z tych lekcji wyciągać....

      Usuń
  6. Bardzo lubię i cenię takie książki. Są ważne, potrzebne, bo trzeba pamiętać o błędach i okropieństwach, by starać się ich ustrzec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Szkoda tylko, że tak mało ludzi chce wyciągnąć lekcje z historii...

      Usuń
  7. Raczej nie czytam tego typu książek, ale tę chętnie bym przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zmiana adresu blogowego

Zapraszam na  https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/ Blog o książkach, o filmach, o podróżach, o modzie... Choć nie tylko. Mam nadzieję, że mimo tej zmiany zostaniecie ze mną i będziecie mi towarzyszyć podczas naszej blogowej przygody tak samo, jak do tej pory :)

Aktualnie czytam #259

Tana French, Z dala od świateł Od wydawcy: Najnowsza powieść pierwszej damy irlandzkiego kryminału. Nominowana do Goodreads Choice Awards 2020. Mała miejscowość w małym kraju. Żaden z jej mieszkańców nie jest taki, jaki się wydaje. Trudno rozpoznać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Zwłaszcza jeśli się jest outsiderem. Cal Hooper, były detektyw policji z Chicago, osiedla się na irlandzkiej wsi. Zmęczony obracaniem się w środowisku przestępców, spodziewa się znaleźć tu spokój i poświęcić się wyłącznie remontowi domu i obcowaniu z przyrodą. Kiedy jednak miejscowy dzieciak prosi go o pomoc w odnalezieniu brata, Cal przekonuje się, że nie uda mu się uciec od tego, czym zajmował się w przeszłości ­– raz policjant, zawsze policjant. Musi sięgnąć po swoje stare metody, by przebić się przez gąszcz działań, motywów i wzajemnych relacji mieszkańców okolicy. Każdy z nich coś ukrywa, a wielu wolałoby, żeby przybysz z Ameryki zrezygnował ze swojego dochodzenia. I dają mu to odczuć w mniej lub b

Poezja #7

Dziś ponownie Rafał Wojaczek i dwa wiersze: Na jednym rymie (poświęcony Jadwidze Z.) i Była wiosna, było lato . Na jednym rymie Ile kwia­tów tyle świa­tów na tym świe­cie jed­nym Ile oczu tyle świa­tła na tym świe­cie ciem­nym Ile dzwo­nów tyle gło­su na tym świe­cie nie­mym Ile trwo­gi tyle wia­ry na świe­cie nie­wier­nym Ile wier­szy tyle praw­dy na świe­cie nie­pew­nym Ile męki tyle chwa­ły na świe­cie do­cze­snym Ile klę­ski tyle pę­tli na świe­cie śmier­tel­nym Ile śmier­ci tyle szczę­ścia na tym świe­cie nędz­nym Była wiosna, było lato Była wiosna, było lato, i jesień, i zima  Był poeta, co sezony cierpliwie zaklinał Na mieszkanie i na miłość, na trochę nadziei  Na obronę ode klęski, oddalenie nędzy Na ojczyznę, tę dziedzinę śmierci niechybionej  Na jawną różę uśmiechu pięknej nieznajomej Na prawo ważnego głosu, na wiersz nie bez echa  Na Księgę, która by mogła nie zwać się gazeta Na dzień dobry, na noc cichą, na sen, nie na koszmar  Na matkę, na ojca, wreszcie i na litość Boga