Małgorzata Grosman, Bydgoszcz jest kobietą. Opowieść o międzywojniu, która nie pomija kobiet
To niewielka objętościowo książka poświęcona bydgoszczankom. Zarówno tym, o których pamiętamy i które zostały uhonorowane, jak i o tych zapomnianych. O kobietach, które urodziły się w Bydgoszczy bądź w jej okolicy, a także o kobietach, które do Bydgoszczy sprowadził los. Często były to kobiety, które do Bydgoszczy przyjechały za mężem, a dla których nie miało to znaczenia, gdzie mieszkają… miały swój cel i go realizowały.
Opowiadając o tych właśnie bydgoszczankach Małgorzata Grosman wspomina o Helenie Muller, Marcie Tasiemskiej, Elżbiecie Pigłowskiej, Anastazji Pytlińskiej, Rozalii Wesołowskiej czy siostrach Modlibowskich. Wspomniane panie prowadziły swoje księgarnie. Antonina Krasnowolska, Klara Posadowska, Janina Biskupska, Józefa Duszyńska. To bydgoskie lekarki. Maria Czopowska, Helena Danielakówna, Magdalena Jarzębowska, Maria Tomicka, Apolonia Sikorska, Zofia Siodówna, Halina Stabrowska, Halina Bloch, Zofia Malewska, Urszula Daszyńska-Piotrowska, Wanda Siemaszkowa, Wincentyna Teskowa… Tych nazwisk jest więcej… To bydgoskie lekarki, farmaceutki, pielęgniarki, nauczycielki, dyrektorki szkół i pensji, dziennikarki, sportsmenki, aktorki, dyrektorki bydgoskiego teatru. W opowieści o kobietach międzywojnia związanych w jakiś sposób z Bydgoszczą autorka nie pomija i tych wielkich nazwisk, o których rozpisywała się ówczesna prasa. Mowa oczywiście o aktorce Poli Negri, która zdobyła międzynarodową sławę. Mowa także o … Ricie Gorgonowej, która została skazana za zabójstwo, a swoją karę odbywała w fordońskim więzieniu. Uwolnił ją wybuch II wojny światowej, kiedy to została ogłoszona amnestia i dla więźniów otworzyły się więzienne bramy.
Bydgoskie lekarki… Myślę, że warto nieco bardziej pochylić się właśnie nad nimi, bo chyba żadna inna grupa zawodowa nie była tak pokrzywdzona jak one… Ukończyły medycynę, obroniły dyplomy, a okazało się, że zawodu i tak wykonywać nie mogą. Gdzie zdobyć niezbędną praktykę, aby móc w końcu wykorzystywać zdobytą wiedzę i leczyć ludzi, skoro nikt nie chce przyjąć ich do pracy? Do jakich instancji się zwrócić, aby nostryfikować zdobyte dyplomy? Koledzy-lekarze takich problemów oczywiście nie mieli… A koleżanki-lekarki? Często prowadziły przychodnie niemalże charytatywnie i nie tylko leczyły swoich pacjentów dysponując często bardzo ograniczonymi środkami, ale także uświadamiały ich jak ważna jest higiena osobista, jak ważne jest prawidłowe odżywianie, jak ważna jest profilaktyka. Nie ukrywam, że w wielką ciekawością przeczytałabym obszerniejszą publikację o pracy lekarek, pielęgniarek, położnych w międzywojniu. Bo na tym polu ich działalność wykraczała sporo dalej, aniżeli postawienie diagnozy… Nie wspominając już o tym, jak podczas wojny czy powstań zajmowały się rannymi.
Ciekawą sprawą, którą poruszyła autorka jest jeszcze inny problem. Gdy wybuchła I wojna światowa i panowie zostali wysłani na front ich miejsca pracy siłą rzeczy zajmowały panie. Cóż się okazało? Nie tylko sprostały postawionym przed nimi zadaniom. Często okazywało się, że powierzone obowiązki wykonują lepiej… Wojna dobiegła końca, powstania zakończone, granice ustalone, traktaty pokojowe podpisane, mężczyźni wrócili… I podziękowali paniom, które znowu musiały ustąpić im miejsca…
„Bydgoszcz jest kobietą. Opowieść o międzywojniu, która nie pomija kobiet” to ciekawa publikacja, która może być świetnym punktem wyjścia do dalszego zgłębiania tematu.
Jeśli uważasz że książka jest ciekawa to z pewnością ja przeczytam....
OdpowiedzUsuńDziękuję
Tak uważam :)
UsuńSięgnę po tę książkę z wielu względów. Lubię Międzywojnie - o czym wcześniej wspominałem :-) . I takie książki są potrzebne. Pozdrawiam po zabieganym poranku - 35 minut przeszło na zakupach :-) .
OdpowiedzUsuń:)
UsuńBardzo interesująca publikacja.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńInteresująca publikacja. Chętnie sięgam po książki o lokalnej tematyce.
OdpowiedzUsuńTeż lubię lokalną historię i postanowiłam po takie książki sięgać częściej :)
UsuńDobrze, że powstają takie książki i możemy je czytać.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńZapowiada się ciekawie. Nie wiem tylko czy uda mi się ją dostać w bibliotece czy w księgarni. Nie mniej warta uwagi książka moim zdaniem.
OdpowiedzUsuńZawsze można nadrobić zaległości w klasyce, tak jak ja to robię. :) Żadnego wstydu nie ma jak się nie przeczyta czegoś ,,klasycznego".
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Powoli nadrabiam te zaległości :)
UsuńHeh, czytam właśnie "Wojnę Iwana" Catherine Merridale, a niedawno zakończyłem "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Aleksijewicz. No i obie autorki wspominają, że kiedy do Armii Czerwonej zaczęto przyjmować kobiety, to w wielu przypadkach okazało się, że są one znakomitymi strzelczyniami wyborowymi, wbrew wcześniejszym opiniom, że do takich zajęć się nie nadają. To naprawdę niezwykłe, że przez tyle lat kobiety musiały (i w niektórych przypadkach wciąż muszą) udowadniać, że w niczym nie ustępują mężczyzną, jeśli tylko zapewnić im odpowiednie warunki.
OdpowiedzUsuńI tak w każdej armii... Chyba tylko oprócz izraelskiej, w której obowiązkiem służby wojskowej objęte są także kobiety...
Usuń