Zofia
Nałkowska, Dom nad łąkami
Ta niewielka objętościowo opowieść jest cała
przesiąknięta nostalgią i tęsknotą za domem. Za domem położonym nad łąkami w
podwarszawskiej miejscowości (Wołomin). To jest opowieść autobiograficzna.
Autorka wraca w niej do swoich lat dziecięcych i wczesnej młodości. Jednak paradoksalnie
mieszkańcom owego domu nad łąkami poświęca uwagi najmniej. Rzec można, że w
ogóle. Za to po kolei z jej pamięci wyłaniają się sąsiedzi. I to ich historie
przytacza Nałkowska. Zresztą w 1924 roku w ówczesnym „Tygodniku Ilustrowanym”
autorka z opublikowała fragment tej opowieści właśnie pod tytułem „Dzieje
sąsiedzkie”, co byłoby dla mnie bardziej adekwatnym tytułem i dla niniejszej książki.
Ale zanim kilka słów o sąsiadach. Nałkowska
wyśmienicie opisuje otaczającą ją przyrodę. Ta plastyczność opisów jest wręcz
genialna i czytając widzę te kwitnące łąki, ten las wzrastający i zagęszczający
się z każdym rokiem. Uświadamiam sobie tę cykliczność występującą w przyrodzie,
gdy wszystko wydarza się w odpowiednim czasie i wiadomo, że tak po prostu ma
być. To słońce ogrzewające, ten deszcz życiodajny, ten wiatr przynoszący chłód…
Sielanka.
Ale to sielanka tylko w świecie przyrody. I silnie kontrastuje z
życiem dalszych i bliższych sąsiadów Nałkowskiej. To życie ludzkie różami usłane nie
jest. Sporadycznie zdarzają się rodziny, w których panuje ład i porządek taki,
jakim powinien być. Nałkowska pisze o panu Fersenie i panience Sylwii. Z jej
pamięci zostają przywołani Kwietniowe, Szcześniakowie i Dziobakowie. Każda
rodzina ze swoją tajemnicą. Każda ze swoją historią. Pojawiały się nowe
pokolenia. Inni umierali. Każdy zmagał się z problemami dnia powszedniego.
Jedni żyli z tego, co potrafili sami wypracować w swoim gospodarstwie. Inni
jeździli do pracy do miasta. Jeszcze inni mający w ręku specjalistyczny fach
wędrowali tam, gdzie praca aktualnie była. Jedni budowali się tu, w Wołominie,
a inni byli zmuszeni go opuścić. Chrzciny, wesela, pogrzeby, swatanie… Tak w
kółko. I tylko zmieniała się perspektywa spostrzegania wszystkiego przez autorkę,
która (co jest oczywiste) zupełnie inaczej postrzegała świat i ludzi, gdy była
dzieckiem, a już zupełnie inaczej, gdy była młodą dziewczyną. Bo początek tej opowieści
poznajemy oczami małej dziewczynki…
W późniejszych już latach, gdy Nałkowska nie
spędzała każdego dnia w swoim ukochanym domu nad łąkami, a przyjeżdżała tu
latem z jeszcze innej perspektywy obserwowała zmiany, które zaszły pod jej nieobecność.
I coraz częściej kończyła rozmowę z poczuciem, że znowu popełniła nietakt.
„Dom nad łąkami” to ciekawa powieść. Szczególnie,
gdy uświadomimy sobie kiedy została napisana i wydana. Jestem całkowicie przekonana,
że znalazłyby się takie miejsca i dziś, w których nasza rzeczywistość niewiele
odbiega od tej opisywanej przez Nałkowską.
Gorąco zachęcam do lektury. Tym bardziej, że całość
napisana jest piękną polszczyzną.
Co to za herbatka w filiżance? :)
OdpowiedzUsuńKlasyczna czarna Ahmad Tea :)
UsuńTak, to zdecydowanie WARTO przeczytać.
OdpowiedzUsuńWiem, komu polecę tę książkę. 😊
OdpowiedzUsuńSuper!
UsuńUwielbiam książki pełne nostalgii, wspomnień i dawnych czasów, szczególnie w takie grudniowe wieczory
OdpowiedzUsuńZima z pewnością sprzyja takim lekturom :)
UsuńPrzepraszam, że nie na temat, ale jeśli nie spytam, to nie da mi to spokoju - czy ta filiżanka ma dziurki? :D Bo coś się śmiesznie światło odbija na herbatce i zastanawiam się jak z tego się pije :D
OdpowiedzUsuńTa filiżanka ma dziurki wypełnione szkłem :) Stąd taki efekt :)
UsuńO rany, super sprawa. Teraz ja też taką chcę :D
UsuńJakby co kupiłam ją w home&you :)
UsuńMam ochotę przeczytać tę książkę. Jest bardzo współczesna, bo ludzką naturą powstaje mimo upływu czasu.
OdpowiedzUsuń